niedziela, 21 września 1986

Czechosłowackie trampki na początek

Pierwsza wycieczka zagraniczna? Węgry w 1986 roku to był szczyt marzeń i możliwości. W sfinansowaniu wyprawy pomogły nam ziemniaki.

A konkretnie wykopki, na które jeździliśmy od pierwszej do czwartej klasy technikum. Na początku piątej klasy dołożyliśmy drugie tyle i pojechaliśmy na niskobudżetową wycieczkę do kraju, który politycznie był bardziej socjalistyczny niż nasz, ale gospodarczo i kulturowo zdawał się niemalże namiastką Zachodu.
Podróż odbyła się jelczem 043, czyli ogórkiem. To przygoda sama w sobie. Oparcia kończące się na wysokości łopatek nie pozwalały ani na chwilę zasnąć, nie groziło więc, że się przegapi cokolwiek z mijanego krajobrazu.
Pierwszy dzień to podróż przez Polskę. Musieliśmy wyjechać wcześnie rano, skoro nie tylko zdążyliśmy dojechać na nocleg do Bielska-Białej, ale jeszcze pójść do kina na „Gry wojenne”.
Po przekroczeniu granicy polsko-czechosłowackiej pierwszy przystanek w Żylinie. Korony kupiliśmy jeszcze w Bielsku-Białej, więc od razu wpadliśmy do sklepu, żeby nabyć oczywiście (?) trampki. Takie było zatem moje pierwsze zagraniczne doświadczenie…
Potem już na Węgrzech:
- Budapeszt (Wzgórze Gellerta, kościół Macieja, Baszta Rybacka, most Elżbiety, most Łańcuchowy, obowiązkowo metrem na Kőbánya-Kispest, gdzie sprzedaliśmy wszystko, co się dało, począwszy od „noje ancug”),
- Balaton (mieszkaliśmy oczywiście w Siófok, opactwo benedyktyńskie na półwyspie Tihany).

13-21.09.1986
wycieczka V klasy TE
Czechosłowacja, Węgry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz