Dawno nie było tak głośno o harcerstwie, jak w ostatnich miesiącach. Najpierw zobaczyliśmy szare i zielone mundury podczas kwietniowej żałoby narodowej. Z całej Polski ruszyły do Warszawy i Krakowa zastępy i drużyny, tysiące osób.
Nie zdążyli druhowie odpocząć, gdy nadeszła majowa, a potem czerwcowa powódź. Tam też nie zabrakło harcerskich rąk. Być może te trzy wiosenne miesiące były największym zrywem harcerskim od czasów II wojny światowej.Przyszły wakacje, harcerze rozjechali się na obozy i moglibyśmy o nich zapomnieć, ale nie... Okazało się, że pełni dobrych intencji druhowie zupełnie nieświadomie i niechcący wpadli ze swoim krzyżem w tryby wielkiej (o nie, nikczemnej) polityki.
Oby nie wpłynęło to na zaufanie i szacunek, jakim ludzie darzą polski skauting obchodzący właśnie stulecie na zlocie w Krakowie. Bo jeśli goszczący na zlocie premier nazwał harcerzy elitą młodego pokolenia, to czy ktoś nie zrobi kiedyś z tego politycznego użytku?
(mój felieton z dzisiejszej prasy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz