Tak, to prawda, że najpierw poznałem twórczość Olka Grotowskiego, a dopiero potem usłyszałem o Jerzym Grotowskim. Tak, to prawda, że gdy w połowie lat 90-tych powiedziałem do sekretarz redakcji olsztyńskiej „GW”, że w Olsztynie będzie śpiewał Grotowski i chciałbym zapowiedzieć na łamach ten koncert, to świętej pamięci Pani Maria popukała się w głowę, bo przecież Grotowski nie śpiewa, tylko reżyseruje. I tak, to prawda, że nie byłem jeszcze na koncercie Olka Grotowskiego. Do dziś.
W pierwszych słowach mego listu wyrażam ogromny szacunek dla wykonawcy za genialną pamięć. Pierwszy raz byłem na koncercie, na którym można było poprosić o konkretną piosenkę i od ręki ją usłyszeć (ognisk harcerskich nie liczę). A że repertuar Olek Grotowski ma przebogaty (300 piosenek), to wybierać z czego jest. No, ale jeśli się przez kilkadziesiąt lat zagrało parę tysięcy koncertów, to ma się te wszystkie teksty Andrzeja Waligórskiego (choć nie tylko jego) w głowie.
W drugich słowach mego listu podkreślam talent wykonawczy Aleksandra Grotowskiego. I nie tylko wokalny, ale też instrumentalny. Ustalał tonacje piosenek w locie, zmieniał akordy, a wszystko to z uśmiechem na twarzy godnym pewnego siebie profesjonalisty.
W trzecich słowach mego listu zauważam, że występ pana Olka uświetniły pani Ola i pani Olga.
Jedna przed, czyli pani Ola Krasowska na marimbie, które wykonała efektownie m.in. „Asturias” Isaaca Albéniza (przypomnę to sobie, gdy za kilka tygodni będę ponownie w Alhambrze i oczami wyobraźni zobaczę, jak ten utwór grał tam przed laty Andrés Segovia). Wytęż wzrok i znajdź na zdjęciu marimbę.
Oraz jedna w trakcie, czyli pani Olga Leszczyńska, która dała chwilę wytchnienia bohaterowi dzisiejszego wieczoru, śpiewając najpierw po rosyjsku pieśń Bułata Okudżawy „Молитва Франсуа Вийона”, czyli „Пока Земля ещё вертится” (trzeba było się uczyć cyrylicy)...
… a potem wykonując dwa utwory Boba Dylana we własnych tłumaczeniach. Drugi z nich to „Man of Constant Sorrow” (tego utworu akurat Dylan nie napisał, ale znalazł się na jego debiutanckiej płycie z 1962 roku).
Jeśli dodam, że pani Olga nieźle gra na gitarze i świetnie śpiewa oraz, jak twierdzi Olek Grotowski, jest jego kierowcą i ochroniarzem w jednym, to mamy do czynienia z naprawdę utalentowaną osobą…
Wracając do bohatera dzisiejszego wieczoru... Skoro koncert miał repertuar „na zawołanie”, to siłą rzeczy były najbardziej znane piosenki. Sam Olek zaczął, niewywoływany do tablicy, od „Ballady o cysorzu”. Sprawdzał zapewne czy publiczność wie, na jaki koncert przyszła… Cwany sposób, rozpoznanie bojem. Jako że znaliśmy tekst na pamięć, dalsza część wieczoru przebiegła w miłej i sympatycznej atmosferze wzajemnego zrozumienia i sojuszu wykonawcy z publicznością.
Krótki przegląd piosenek z dzisiejszego wieczoru rozpoczynają „Kajakowcy”, bardziej znani pod wszystko mówiącym tytułem „Kajakowa wycieczka”. Słowo daję, mam ten tekst wpisany ręcznie w swoim prywatnym śpiewniku z 1988 roku. Pływanie pod prąd równie niepopularne wtedy, jak i dziś.
„Jesień idzie” też by się nadawała do tego śpiewnika. Ostatnio śpiewałem dwa lata temu.
A teraz „Jesień idzie” w dekonstruktywistycznej wersji Artura Andrusa, która zamyka dyskusję nad tym, która pora roku jest najgorsza (najlepsza?).
Chwila nieco liryczna. „Pogodne popołudnie kapitana Białej Floty” („Transatlantyki na oceanach”), czyli wspomnienie Gosi Zwierzchowskiej. Wstyd powiedzieć, ale o jej śmierci dowiedziałem się dopiero po roku z audycji w Trójce.
„Na Księżycu”. Odnoszę wrażenie, że zgromadzonej na sali Gminnego Ośrodka Kultury w Gietrzwałdzie publiczności nie trzeba było wyjaśniać, że Kitaj to Chiny.
Dwa przykłady, z podobno 53, Bajeczek Babci Pimpusiowej. Nie tylko o niedźwiedziu.
„Rola”, czyli Stanisław Barańczak, Maciej Zembaty i Roman Kołakowski to geniusze tłumaczeń, ale dopiero w zestawieniu ze mną…
Na bis „Jarocin”. Słowa, dla odmiany, Artura Andrusa.
Z pamiątkowego zdjęcia na finał wynikają dwie rzeczy. Po pierwsze, że dziś na scenie pojawił się także Tomasz Salej z gitarą, który zapowiedział Olka Grotowskiego występując. Po drugie, że na scenie pojawił się dziś Paweł Jarząbek bez gitary, który zapowiedział Olka Grotowskiego nie występując.
Gietrzwałdzkie słoneczniki dla artystów.
Ukłony dla mistrza. Dzięki.
Aha, odnoszę wrażenie, że Olek Grotowski ma taką sama gitarę jak ja. Albo odwrotnie…
Kącik finansowy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz