Do Missolungi się nie wybieram i raczej nigdy nie pojadę do tej greckiej miejscowości, w której zmarł Byron. Musi mi wystarczyć ta rzeźba, która stoi w Atenach obok Ogrodu Narodowego przy ul. Vasilissis Olgas. Stworzyli ją dwaj francuscy rzeźbiarze Alexandre Falguière i Henri Chapu.
Posąg przedstawia kobietę (alegoria Grecji), która honoruje Byrona (tu bez alegorii) za jego zasługi w czasie wojny o niepodległości, jaką Grecy toczyli z Imperium Osmańskim od 1821 roku. Zasługi raczej symboliczne i zakończone śmiercią poety w 1824 roku na malarię w Missolungi. Coś jak nasz Mickiewicz, chociaż sytuacja jednak inna, bo Byron organizował oddziały przeciwko Turkom, a legiony naszego wieszcza miały stanąć po tej samej stronie, co Turcja, bo przecież przeciwnikiem koalicji w wojnie krymskiej była Rosja, a z kim jak z kim, ale z caratem miał Adam swoje porachunki. Kolejna różnica, że Byron zmarł na malarię, a Mickiewicz na cholerę. No i podstawowa różnica, czyli sytuacja, w jakiej znajdowali się obaj poeci – ojczyzna Byrona była światowym hegemonem, a Rzeczpospolita Obojga Narodów była wspomnieniem. Gdyby Byron miał więcej szczęścia, mógłby doczekać niepodległości Grecji. Zabrakło sześciu lat. Mickiewicz musiałby żyć 120 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz