Jesteś wielkim bardem społeczno-polityczno-moralnym. Zakochałeś się, ożeniłeś i piszesz pieśń miłosną, której adresatką jest ukochana żona. Nie byłbyś jednak Dylanem, gdyby nie wyszedł ci przy okazji wieloznaczny song z szeregiem niejednoznacznych postaci.
Więc winny grabarz wzdycha gdzieś
Samotna katarynka też
Gadają srebrne saksy, że
Mam rzucić cię
Pęknięty dzwon i stary róg
W twarz moją wzgardę ślą znów
Nie po to jednak Urodziłem się, by stracić cię
Tak chcę cię, tak chcę cię
Tak chcę cię, tak chcę
Skarbie, tak chcę cię
Politycy pijani wdzięczą się
Do matek, co nie szczędzą łez
I zbawiciele z mocnym snem
Czekają cię
I czekam na nich, by przerwać to
Z pękniętej czarki piję coś
Pytają mnie
Czy przez bramę wpuszczę cię
Tak chcę cię, tak chcę cię
Tak, tak chcę cię, tak chcę
Skarbie, tak chcę cię
Ojcowie wszyscy moi poszli stąd
Miłości szczerej nie znali
Lecz ich wszystkie córki dręczą mnie, bo
O tym nie pomyślałem
Cóż, wróciłem do Królowej Pik
I z pokojówką mówię dziś
Wie, że nic nie straszne mi
Więc na nią spójrz
Dobra dla mnie jest
Przed jej wzrokiem nic nie skryje się
Gdzie chciałbym być, dobrze wie
To nie ważne już
Tak chcę cię, tak chcę cię
Tak, tak chcę cię, tak chcę
Skarbie, tak chcę cię
Twój dzieciak tańczy, ma chiński frak
Coś mówił mi, już nie ma jak
Nie byłem dla niego za miły zbyt
Czyż nie? Lecz zrobiłem to, bo wciąż ci łgał
Bo zabrał cię na długi rajd
Bo czas po swojej stronie miał
I dlatego, że ja…
Tak chcę cię, tak chcę cię
Tak, tak chcę cię, tak chcę
Skarbie, tak chcę cię
Olsztyn, 26-28.02.2021
Faktycznie, tłoczno w tym utworze… Spróbujmy skojarzyć (bo przecież nie wyjaśnić bez cienia wątpliwości), co poeta chciał powiedzieć:
- winny grabarz (pachnie „Hamletem”),
- kataryniarz (archetyp snucia nieskomplikowanych a więc szczerych opowieści),
- saksofoniści (muzyczne nawiązanie musi być),
- pijani politycy (zanurzona we współczesności piosenka bez polityków nie liczy się),
- płaczące matki (sprawdzają się każdej zaangażowanej pieśni),
- rozespani zbawiciele (odrobina mistycyzmu podnosi ogólne wrażenie artystyczne),
- wszyscy moi ojcowie (coś między Starym Testamentem a surrealizmem),
- córki tych ojców (coś między realizmem magicznym a Starym Testamentem),
- Królowa Pik (karciana metafora literacka zahaczająca o Puszkina też nie zaszkodzi),
- pokojówka (jakiś wyrzut sumienia, że mężczyzna ucztuje przy stole życia obsługiwanym przez kobietę?),
- dzieciak w chińskim garniturze (jeśli w 1966 roku śpiewasz w piosence o chińskiej odzieży, to Mao sam przychodzi do głowy, ale podobno to mylny trop).
A na finał, podejrzanie łatwy do rozszyfrowania, ktoś, kto miał czas po swojej stronie (azaliż chodzi o Stonesów?)
Metafory są wieczne, miłość niekoniecznie. Owszem, Dylan napisał jeszcze kilka piosenek inspirowanych swoją Sarą, ale w 1977 roku rozwiedli się. Nie przeszkadza to dalej śpiewać tej piosenki na koncertach. Wersja z 1990 roku urzeka mnie niespotykanym u Dylana przypływem dobrego humoru. Popatrzmy na te ruchu niegodne przyszłego noblisty:
Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz