czwartek, 14 sierpnia 1986

Tyle roboty, że nie ma kiedy pracować

Teatr na drzewach, bandycki napad, wyprawa na Stachuriadę… W trzy tygodnie można dużo zrobić.

Zapowiedziałem to zresztą ogłoszeniem drobnym w którymś z czerwcowym wydań mojego ulubionego wówczas tygodnika „Na przełaj”:

W czwartek zakończyliśmy obóz w Ulnowie, a już w piątek zameldowałem się na obozie szkoleniowym w Brzeźnie Mazurskim, też w ramach akcji „Harcerze Grunwaldowi”. Jak tam dotarłem, nie pamiętam (od biedy można na piechotę, bo to tylko 15 km, ale aż tak ambitny nie byłem).

To był, jak się potem okazało, ostatni obóz szkoleniowy starszoharcerskiego „Matecznika”. A że wszystko przed końcem lubi się reformować, to zerwaliśmy się z tej smyczy (młodszoharcercerski „Matecznik” miał za złe, że się podszywamy) i szkoliliśmy się jako „Wirydarz”. W tym kwietniowym zawiadomieniu nazwa „Matecznik” już nie pada:

Idę o zakład, że za tą nazwał stał Gałąz, przekonany o jej czysto staropolskim pochodzeniu.

Jak to było z teatrem na drzewach? Wyjaśniłem w artykule, jaki ukazał się jesienią w „Na Tropie”. Już w 1984 roku (jeszcze nie będąc Horacym, którym obwołałem się w 1985 roku na grunwaldzkim PZHS) chciałem wystawić „Hamleta” na obozie. Jeszcze nie na drzewach. Nic z tego nie wyszło (ale podciągnąłem się z maszynopisania przepisując wybrane sceny). Po dwóch latach pomysł wrócił w wersji rozszerzonej. Tak to relacjonowałem w grudniowym numerze „Na Tropie”:


Redakcja skomentowała nieco zgryźliwie, a pół roku później, w numerze z czerwca 1987 roku, doczekałem się polemiki artystyczno-organizacyjno-programowej:

 Druhna Mariola z talerzykiem. Komendantka Krystyna bez talerzyka. Radas z toporkiem.

Bandycki napad? Już o tym pisałem. Nie róbcie tego w domu.

Za mało się działo na obozie? Wyruszyliśmy do Fromborka na „Stachuriadę bis”! Jak widać, nie dość nam było Fromborka. I Stachury. Na organizowany przez redakcję „Na przełaj” zlot fanów Steda przybyło kilka czy wręcz kilkanaście tysięcy uczestników. Posiadacze brudnych koszul, ale czystych serc rozbili swe namioty w całym mieście, głównie nad Zalewem Wiślanym. Równolegle trwał obóz zainicjowanego dwa lata wcześniej przez „Na przełaj” ruchu ekologiczno-pokojowego „Wolę Być”. Ekologia zawsze na czasie, także za komuny, ale przeniesiona żywcem z zachodniej kontrkultury kontestacja nadmiernej konsumpcji była nieco irracjonalna w czasach reglamentacji kartkowej (albo – profetyczna, bo już za kilka lat…). Nie wiem, jak to się stało, ale zostałem członkiem ruchu. Wciągali wszystkich, wydawali legitymacje. Jak rozumiem honorowe, anarchistyczne, symboliczne, promujące ideę.
Było dużo spotkań i dyskusji (m.in. odważyła się przyjechać dyrekcja powstającej elektrowni jądrowej w Żarnowcu). Największa frekwencja jednak oczywiście na koncertach w fosie zamkowej. Trzy zapamiętane występy:
- Jacek Bończyk, wówczas członek drużyny „Fokszekmek”, od razu było widać, że talent,
- Marek Gałązka, wspominający jakieś zamierzchłe (czyli chyba 10 lat wcześniejsze) czasy hipisowskie,
- Jacek Różański, który zmuszony być zaśpiewać do kilku tysięcy ludzi bez nagłośnienia (ewidentnie przerysowana legenda mówi, że nocą ktoś ukradł nagłośnienie, a może nawet całą scenę).
Występ niezapamiętany, bo niemający miejsca – Gałąz uciekł, gdy go chcieliśmy wepchnąć na scenę. Uciekł – to mało powiedziane. Dał dyla!
Wracając na obóz… Miał miejsce jeszcze jeden bandycki napad. W latrynie przy pomocy gaśnicy proszkowej.

Mieliśmy obozową gazetkę ścienną. W tym wydaniu m.in. sensacyjne artykuły „Ognisko Kangura” (co na to mieszkańcy Brzeźna?) oraz „Misiek kontra Borygo” (szok i niedowierzanie!).

Niezbędna refleksja końcowa – strasznie byliśmy zapracowani na tym obozie. Szkolenia, służby w kuchni i wartownicze, bandyckie napady, próby teatralne, wyjazdy… A obóz nieliczny, jakieś dwadzieścia kilka osób.

Było za co sobie dziękować.

Kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę (która wtedy miała rok, ale w moje ręce trafiła kilka lat później):


Kącik „Na przełaj”, czyli był to czas, gdy w młodzieżowej gazecie było do twarzy z poetą:

25.07-14.08.1986
Harcerze Grunwaldowi - obóz szkoleniowy 
„Wirydarza
Brzeźno Mazurskie
1-4.08.1986
Stachuriada bis, zlot ruchu Wolę Być
Frombork

czwartek, 24 lipca 1986

Obóz średniowiecza

O, jakiż ja byłem bezkompromisowy. Podczas obozu akcji „Harcerze Grunwaldowi” wziąłem na bok zastępcę komendanta chorągwi ds. programowych i powiedziałem mu, jak przewodnik harcmistrzowi, że ta akcja średniowieczem jedzie… Komendantowi, nie prywatnemu!


Rzecz działa się w Ulnowie, na jednym z obozów akcji. Akcja mogła się mi nie podobać (byłem już na etapie alergii na wszystko, co etatowe w harcerstwie), ale umiejscowienie obozu mieliśmy historyczne. Właśnie na zachodnim brzegu Jeziora Lubiańskiego znajdował się namiot króla Jagiełły. Stąd do bitwy miał już rzut beretem koroną.


Niewiele ponad trzy kilometry na Pola Grunwaldzkie to dobra okoliczność również dla nas. Na zlot 15 lipca dotarliśmy z niewielkimi stratami (jedna omdlała z powodu upału). A na miejscu wiceprzewodniczący Rady Państwa (taki wiceprezydent, gdyby to cokolwiek znaczyło) Kazimierz Barcikowski przemawiający w obecności Majki, co wyraźnie widać na zdjęciu w „Sztandarze Młodych”. Na innym zdjęciu Córuś z Radasem niosą dwa miecze. Nagie.


Majka przemykająca z teutońską tarczą to jakiś profetyzm...

Nota bene to właśnie w 1986 roku powstał Ogólnopolski Komitet Grunwaldzki, w którym niektórzy (również z ZHP) widzieli odskocznię do dalszej kariery. Już budowano struktury, jakieś etaty, również w Olsztynie, ale przyszedł 1989 rok i skończyło się harcowanie (tzn. szlachta zarządziła odwrót na z góry upatrzone pozycje).
Obóz kadry turystycznej – brzmi ciekawie. Znaczy się rozważaliśmy turystyczne aspekty Grunwaldu i okolic. Ja, na ten przykład, zabierałem swoich niemogących zasnąć podopiecznych na nocne spacery z plecakami do Zybułtowa i do Mielna (ja też z plecakiem, nie ma miękkiej gry). Nocne 10 km pozwala zasnąć każdemu bez problemu.
W czasie obozu napisałem, do spółki ze Sławomirem K., niewysokich lotów, wręcz gównianą, piosenkę… Lepsze piosenki śpiewaliśmy przy ogniskach. Była m.in. „Suzanne” Cohena w ciągle świeżym tłumaczeniu Ponurego Magazyniera oraz, niczym z tajnych kompletów, piosenki Jacka Kaczmarskiego.

Wytęż wzrok i zobacz propozycje programowe z okazji XX-lecia nadania imienia „Grunwaldu” naszej chorągwi:



1-24.07.1986
akcja „Harcerze Grunwaldowi” – obóz kadry turystycznej
Ulnowo

czwartek, 17 lipca 1986

Oda do latryny

Sięgam po coraz głębiej skrywane fragmenty twórczości literackiej, więc uprasza się o wyrozumiałość. Dzisiejsze wspomnienie z okazji zamontowania w naszej łazience nowego kibelka. Podwieszanego, a jakże.


Na tym obozie, już wiem,

Jest takie miejsce gdzie
Czekamy cierpliwie.
Kolejka ustawia się,
A jeśli długa zbyt jest
Bezcześcimy igliwie.

Ref.
Jeszcze się kiedyś spotkamy w tej latrynie
I odlejemy się w niej,
A gdy potrzeba przeminie, przeminie
Szarawym papierem wytrzemy się.

A kiedy dotrzemy tam,
Siadamy na drągi dwa,
Rozpinamy i ściągamy.
Obok kolega mój siadł,
Wypiął napięty swój zad
I działamy, i działamy.

Już z drągiem żegnamy się,
Bo nadszedł smutny ten dzień.
Odjeżdżamy, odjeżdżamy.
Żegnamy latryno cię,
Być może nigdy się tu,
Nie spotkamy, nie spotkamy.
Ulnowo, 17.07.1986

Horacym byłem już od roku, ale użycie słowa „oda” nie było świadome. Dziś wiem, że Horacy pisał m.in. ody. W technikum nie uczyli...
Na każdym obozie (to socjologiczna refleksja Rafała Ś.) przychodzi taki etap, że uczestnicy rozmawiają w kółko o fizjologii: o jedzeniu i wypróżnianiu, czasem o prokreacji. Moment ten nazywa się etapem fizjologicznym i następuje zazwyczaj po przekroczeniu półmetka turnusu. A że obóz w Ulnowie zaczął się 1 lipca, była najwyższa pora, by 17 lipca przelać to na papier.
Utwór liryczno-fizjologiczny napisaliśmy wspólnie ze Sławkiem K. z Kętrzyna. Ciekawe, co się z nim dzieje... Miał facet siwą brodę, więc z mojej ówczesnej perspektywy był emerytem. Nie zdziwiłbym się, gdybym miał dziś więcej lat, niż on wtedy.

Nie od rzeczy będzie przypomnieć źródło inspiracji. Disco polo ma naprawdę głębokie korzenie:

Już z nocą żegna się dzień
Ze słońcem żegna się cień
Pożegnanie, pożegnanie
Ty mnie nie kochasz, ja wiem
Dawno skończyło się już
To kochanie, to kochanie

Ref:
Bo jeszcze się kiedyś ten dzień spotka z nocą
A słońce znajdzie swój cień, swój cień
Jak Ciebie znaleźć - ale po co
Znaleźć, by znów utracić Cię

Już minął miesiąc, a ja
Po świecie włóczę się sam
Bez nikogo, bez nikogo
Jak mi jest dobrze tak żyć
Wolę wciąż drogą swą iść
Swoją drogą, swoją drogą

Może odnajdzie się ta,
Która mi swe serce da
W to wierzę, w to wierze
Może pokocham ją tak
Że aż mi słów będzie brak
Tak szczerze, tak szczerze


Przykładowe wykonanie:


Kącik rękopisów:

Horacy Pisaty - na YT
Horacy Pisaty - lista moich piosenek