Jak uczcić 50. rocznicę płytowego debiutu Led Zeppelin? Dla ułatwienia dodam, że to właśnie dziś „Led Zeppelin I” kończy pół wieku. Można na przykład przetłumaczyć piosenkę z tej płyty. Można też pójść na koncert odpowiedniego zespołu.
Ja zrobiłem dziś obie te rzeczy. Adekwatna piosenka nazywa się „Your Time Is Gonna Come”, a adekwatny zespół to Zeppelinians Tribute Band. O piosence w innym miejscu, a o koncercie słów parę tutaj.
Zeppelinians pochodzą z Trójmiasta i podobno byli już w Olsztynie rok temu. Przepraszam, przegapiłem. Nie istnieją jeszcze dwóch lat, a już jest czego słuchać. No, ale skoro w składzie są „czołowi trójmiejscy muzycy”, jak informują na FB, to można się spodziewać wszystkiego dobrego.
Zaczęli od „Good Times Bad Times” z jubileuszowej płyty. Wprawdzie ani słowa o dzisiejszej rocznicy ze sceny nie usłyszeliśmy, ale „jedynka” była dziś najczęściej przywoływana. Bo jeszcze: „Babe I'm Gonna Leave You”, „Dazed and Confused”, „Your Time Is Gonna Come”, „Communication Breakdown” i „How Many More Times”.
Druga pod tym względem była „dwójka”: „Whole Lotta Love”, „What Is and What Should Never Be”, „Heartbreaker”, „Ramble On” i „Moby Dick”.
Z „Led Zeppelin III” były dwa utwory: „Immigrant Song” oraz „Since I've Been Loving You”.
Z „czwórki” trzy kawałki: „Black Dog”, „Rock and Roll” i „Stairway to Heaven”.
Z „Houses of the Holy” tylko „No Quarter”.
Za to z „Physical Graffiti” trzy: „The Rover”, „Kashmir” i „Ten Years Gone”.
Niczego natomiast nie usłyszeliśmy z „Presence”, niczego z „In Through the Out Door” i niczego z „Cody”, czyli są powody, by wybrać się na ich koncert, w nadziei, że repertuar się dopełni. Ale nie ma co narzekać. W trwającym ponad dwie godziny koncercie zmieścili 20 utworów, z których wiele trwało po 7 czy 8 minut.
„Dazed and Confused”. Tego utworu słuchałem na żywo w wykonaniu Roberta Planta w 2015 roku w Dolinie Charlotty w mocno zdekonstruowanej wersji oraz w tejże Dolinie Charlotty w 2011 roku w wykonaniu Vanilla Fudge, paradoksalnie bardziej zbliżonej do pierwowzoru. A dziś wersja Zeppelinians jak Pan Bóg przykazał. I z gongiem, i ze smyczkiem. I z tą psychodelią, która przechodzi w bluesa, który przechodzi w hard rocka. Mniam mniam.
„Immigrant Song”. Walhallo, nadchodzę!
„Babe I'm Gonna Leave You”, czyli coś w rodzaju „Z nim będziesz szczęśliwsza”… Inspiracje artystów są ponadczasowe i ponadgatunkowe.
„Your Time Is Gonna Come”, czyli coś w rodzaju „Zabraknie ci psa”, że znów nawiążę do Stachury. Dziś przetłumaczyłem.
„Rock and Roll”. Angus Young byłby zadowolony.
„Moby Dick”. Igor pokazał, że umie grać na perkusji gołymi dłońmi. Ale nie w tym utworze :) W tym pałki były w użyciu do końca, tak intensywnie, że jedna na finał została złożona w ofierze na ołtarzu rock and rolla.
„Kashmir”. Słuchałem niedawno w Maladze, gdzie Eric Gales wplótł spory instrumentalny fragment tego utworu pomiędzy „Voodoo Child (Slight Return)” i „Back in Black”. Zacne towarzystwo. Dzisiejsza wersja też zacna.
„Stairway to Heaven”. Jesteś piękna jak wejście perkusji…
„Whole Lotta Love” z zaimplementowanym „How Many More Times”. Sprytne połączenie. No i skoro zaczęli utworem z jubileuszowej „jedynki”, to prawie zakończyli innym z tej płyty. Fajna koda. A nie, z „Cody” nic nie było…
W wersji Planta we wspomnianej już Dolinie Charlotty dane mi było usłyszeć zarówno „Whole Lotta Love”, jak i w pewnym sensie „How Many More Times” (czyli „No Place to Go” Howlin' Wolfa). No i niedawno „śpiewałem” przecież „Whole Lotta Love” na ateńskiej ulicy.
Wychodząc z koncertu byłem świadkiem dramatycznej sceny… Jakiś fan przekonywał drżącym głosem, łkając po prostu, innego fana, że większego zespołu od Led Zeppelin nie było i nie będzie. Prawdopodobnie nigdy nie słyszał The Beatles…
Oddajmy pokłon muzykom, którzy wywołali dziś rockandrollowe dreszcze na plecach wzruszonego fana.
Filip Kamerath – śpiew.
Piotr Augustynowicz – gitara elektryczna.
Tomasz Nowik – gitara basowa.
Michał Mantaj – klawisze.
Igor Augustynowicz – perkusja.
Zeppelinians pochodzą z Trójmiasta i podobno byli już w Olsztynie rok temu. Przepraszam, przegapiłem. Nie istnieją jeszcze dwóch lat, a już jest czego słuchać. No, ale skoro w składzie są „czołowi trójmiejscy muzycy”, jak informują na FB, to można się spodziewać wszystkiego dobrego.
Zaczęli od „Good Times Bad Times” z jubileuszowej płyty. Wprawdzie ani słowa o dzisiejszej rocznicy ze sceny nie usłyszeliśmy, ale „jedynka” była dziś najczęściej przywoływana. Bo jeszcze: „Babe I'm Gonna Leave You”, „Dazed and Confused”, „Your Time Is Gonna Come”, „Communication Breakdown” i „How Many More Times”.
Druga pod tym względem była „dwójka”: „Whole Lotta Love”, „What Is and What Should Never Be”, „Heartbreaker”, „Ramble On” i „Moby Dick”.
Z „Led Zeppelin III” były dwa utwory: „Immigrant Song” oraz „Since I've Been Loving You”.
Z „czwórki” trzy kawałki: „Black Dog”, „Rock and Roll” i „Stairway to Heaven”.
Z „Houses of the Holy” tylko „No Quarter”.
Za to z „Physical Graffiti” trzy: „The Rover”, „Kashmir” i „Ten Years Gone”.
Niczego natomiast nie usłyszeliśmy z „Presence”, niczego z „In Through the Out Door” i niczego z „Cody”, czyli są powody, by wybrać się na ich koncert, w nadziei, że repertuar się dopełni. Ale nie ma co narzekać. W trwającym ponad dwie godziny koncercie zmieścili 20 utworów, z których wiele trwało po 7 czy 8 minut.
„Dazed and Confused”. Tego utworu słuchałem na żywo w wykonaniu Roberta Planta w 2015 roku w Dolinie Charlotty w mocno zdekonstruowanej wersji oraz w tejże Dolinie Charlotty w 2011 roku w wykonaniu Vanilla Fudge, paradoksalnie bardziej zbliżonej do pierwowzoru. A dziś wersja Zeppelinians jak Pan Bóg przykazał. I z gongiem, i ze smyczkiem. I z tą psychodelią, która przechodzi w bluesa, który przechodzi w hard rocka. Mniam mniam.
„Immigrant Song”. Walhallo, nadchodzę!
„Babe I'm Gonna Leave You”, czyli coś w rodzaju „Z nim będziesz szczęśliwsza”… Inspiracje artystów są ponadczasowe i ponadgatunkowe.
„Your Time Is Gonna Come”, czyli coś w rodzaju „Zabraknie ci psa”, że znów nawiążę do Stachury. Dziś przetłumaczyłem.
„Rock and Roll”. Angus Young byłby zadowolony.
„Moby Dick”. Igor pokazał, że umie grać na perkusji gołymi dłońmi. Ale nie w tym utworze :) W tym pałki były w użyciu do końca, tak intensywnie, że jedna na finał została złożona w ofierze na ołtarzu rock and rolla.
„Kashmir”. Słuchałem niedawno w Maladze, gdzie Eric Gales wplótł spory instrumentalny fragment tego utworu pomiędzy „Voodoo Child (Slight Return)” i „Back in Black”. Zacne towarzystwo. Dzisiejsza wersja też zacna.
„Stairway to Heaven”. Jesteś piękna jak wejście perkusji…
„Whole Lotta Love” z zaimplementowanym „How Many More Times”. Sprytne połączenie. No i skoro zaczęli utworem z jubileuszowej „jedynki”, to prawie zakończyli innym z tej płyty. Fajna koda. A nie, z „Cody” nic nie było…
W wersji Planta we wspomnianej już Dolinie Charlotty dane mi było usłyszeć zarówno „Whole Lotta Love”, jak i w pewnym sensie „How Many More Times” (czyli „No Place to Go” Howlin' Wolfa). No i niedawno „śpiewałem” przecież „Whole Lotta Love” na ateńskiej ulicy.
Wychodząc z koncertu byłem świadkiem dramatycznej sceny… Jakiś fan przekonywał drżącym głosem, łkając po prostu, innego fana, że większego zespołu od Led Zeppelin nie było i nie będzie. Prawdopodobnie nigdy nie słyszał The Beatles…
Oddajmy pokłon muzykom, którzy wywołali dziś rockandrollowe dreszcze na plecach wzruszonego fana.
Filip Kamerath – śpiew.
Piotr Augustynowicz – gitara elektryczna.
Tomasz Nowik – gitara basowa.
Michał Mantaj – klawisze.
Igor Augustynowicz – perkusja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz