Jak nie zachwycać się filmem, w którym były amerykański prezydent jest jednocześnie:
a) nadętym bufonem,
b) bezwstydnym chciwcem,
c) cwanym lisem,
d) uroczym safandułą?
A jednak najwyraźniej można się nie zachwycać, skoro wraz z żoną stanowiliśmy jakieś 20 proc. wieczornej piątkowej widowni na filmie "Frost/Nixon". Żałujcie. Niepowtarzalna okazja, by zobaczyć największe w historii Hollywoodu dłużyzny oraz by usłyszeć, jak Nixon pyta z udawaną troską dziennikarza czy "była kopulacja". Być może była, być może nie... Odpowiedzi się nie doczekał, w końcu nie on był tam od zadawania pytań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz