poniedziałek, 4 maja 2009

Dlaczego nie na skale? Bo buda ważniejsza

Trzęsacz, mała wieś na Pomorzu Zachodnim, oficjalnie nie ma nawet 100 mieszkańców, ale ma dwie atrakcje, które dają dobre alibi dla tych, którzy przyjeżdżają do gminy Rewal nad Bałtykiem plażować, plażować, no i plażować.

Pierwsza z nich, tych atrakcji, to 15 południk długości geograficznej wschodniej przechodzący przez wieś. Jest to o tyle ważny południk, że właśnie na tej długości geograficznej zdefiniowany jest czas środkowoeuropejski. Czyli stojąc w Trzęsaczu czujemy się bardziej niż gdzie indziej mieszkańcami Europy Środkowej (Mitteleuropy, jakby powiedział Friedrich Naumann, ale na szczęście to pojęcie znikło ze słownika politycznego Niemiec).
Druga atrakcja też ma w sobie coś dwuznacznego, ale i dosłownego zarazem.
Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą (Ewangelia według św. Mateusza 16, 18, Biblia Tysiąclecia).
To ruiny kościoła św. Michała z przełomu XIV i XV wieku. Ruiny zresztą to za dużo powiedziane. Z kościoła zostało kilka cegieł.
Jak do tego doszło?
W XV wieku kościół stał w środku wsi, dwa kilometry od morza. Po 300 latach odległość ta zmniejszyła się do 58 metrów. Od XVIII wieku dokonywano regularnych pomiarów. Tylko tyle człowiek mógł zrobić wobec morza wdzierającego się w wysoki klif (zjawisko abrazji). W 1806 roku było to już tylko 14 metrów, w 1820 roku 13 metrów, w 1855 roku kościół stał dwa metry od urwiska.
Zdjęcie z 1870 roku (nie, mnie przy tym nie było).


2 sierpnia 1874 roku nad urwiskiem odbyła się ostatnia msza. Kościół został zamknięty, a wyposażenie trafiło do katedry w Kamieniu Pomorskim.


Następne ćwierć wieku opuszczona świątynia coraz bardziej chwiała się na krawędzi klifu, co było swoistą atrakcją turystyczną. Wszyscy liczyli, że to właśnie na ich oczach budowla malowniczo osunie się w dół. Zrobiła to po cichu, bez świadków, w nocy 8 kwietnia 1901 roku, gdy odpadła północna ściana. W kolejnych latach odpadały kolejne fragmenty. W 1903 roku 20 kwietnia (znów nocą) podczas sztormu zawalił się północny szczyt. 31 marca 1909 roku (nocą, a jakże) runął wschodni szczyt. Następny fragment odpadł 30 grudnia 1913 roku (też podczas sztormu, zapewne nocą). Następny w 1917 roku (o, roku ów).
Ostatnia faza dramatu rozegrała się (czy ja jestem z działu sportowego czy co...) 1 lutego 1994 roku, gdy odpadła kolejna część z niewielkich już rozmiarami ruin. W 2000 roku zaczęto w końcu poważnie zabezpieczać urwisko. Może i skutecznie, ale z dość topornym efektem. Ta kładka widokowa to jak osiodłana świnia...



Cały urok tego miejsca, nomen omen, diabli wzięli...


Może nie powinienem krytykować przed końcem budowy?


To wszystko, co zostało z XIV-wiecznej budowli.


Naprawdę niewiele, ale największą siłą tego miejsca jest, czego już nie ma i nie będzie.


Może kiedyś był tu ładny widok od strony ulicy. Może i był... Ale byt określa świadomość (po naszemu: buda ważniejsza).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz