Umówmy się, że na ten koncert poszedłem, żeby w końcu, po czterdziestu latach oczekiwania na okazję, posłuchać na żywo Johna Portera. Nergal ani mnie ziębi, ani grzeje.
Zanim na scenie pojawił się zespół Me And That Man, zagrali Dance Like Dynamite (nie widziałem) oraz Mùlk (zerknąłem – ciekawe, chociaż zdaje się zespół miał jakieś poważne zmiany personalne).
No dobra, ale przyszliśmy tu jednak na Jego i Tego Faceta. Kilkanaście utworów, praktycznie wszystkie po angielsku (poza „Męstwem” z drugiej płyty). Solidne rockowe, archetypiczne granie. Nergal piekielnie rozedrgany, ale i John Porter pełen energii muzycznej i fizycznej.
Ta trasa miała się odbyć w kwietniu 2020 roku, w marcu wyszła płyta „New Man, New Songs, Same Shit, Vol. 1” (wolę pierwszą „Songs of Love and Death”). Nergal ewidentnie komuś dziękuje z góry, że doszła w końcu do skutku…
Kącik archiwalny – zespołu Porter Band zacząłem słuchać w 1980 roku, a czytałem o nim m.in. w „Na przełaj” 22 czerwca 1980 roku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz