Na barykadach walka trwa. Trwają różne walki. Na przykład walka między klientami a molochami korporacyjnymi.
Starcie pierwsze, niskokulturowe, w sieciowej pralni chemicznej:
- Dzień dobry. Chciałbym oddać tę kurtkę do czyszczenia.
- Płatne z góry. 120 złotych. Odbiór za miesiąc. Ale skórzane kurtki przyjmujemy tylko na odpowiedzialność klienta.
Reasumując: firma pralnicza weźmie ode mnie 120 złotych, rzuci kurtkę w kąt, ja przyjdę za miesiąc, pani powie, że nie dało się wyprać i odda mi kurtkę. Może nawet uszkodzoną, bo przecież „na moją odpowiedzialność”. Ja zostanę bez: kurtki, 120 złotych i czasu na kupienie sobie nowej kurtki na wiosnę, która na pewno pod koniec marca będzie... To już wolę chodzić w nieodświeżonej kurtce, a 120 złotych dołożę do zakupu nowej.
W sumie powinienem chyba zadzwonić po policję, bo to właściwie była próba wymuszenia i oszustwa.
Starcie drugie, wysokokulturowe, w poważnym wydawnictwie książkowym.
- Dzień dobry. Byłem państwa klientem w Internecie, ale miesiąc temu skasowałem swoje konto. Zaczęliście mi wtedy państwo wysyłać natarczywe SMS z ofertami. Ciekawe skąd macie mój numer, skoro w waszej bazie już go nie powinno być?
- Numer. Da pan numer. Przekażę go do działu i już pan nie będzie dostawał SMS.
- Przepraszam, czy słyszała pani o kindersztubie?
- O czym? Nie znam tego słowa...
Reasumując: pracownik firmy żyjącej z tego, że są jeszcze jacyś kulturalni ludzie na tym łez padole, nie zna pojęcia „kindersztuba”. No i dobrze, w końcu od czego mamy polskie pojęcie „dobre wychowanie”... Tylko, że pani ani kindersztuby, ani dobrego wychowania nie stosuje w kontaktach z klientami. Dobrze, że skasowałem to konto...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz