Wytężonym wysiłkiem kulinarnym uczciła Żona Euro 2012. W przedmeczowy czwartek były najlepsze na świecie pierogi. Broń Boże ruskie. Patriotyczne, polskie, z truskawkami.
W piątek prawdziwemu Polakowi nic nie przeszło przez gardło, więc w sobotę trzeba było nadrobić straty kaloryczne. Chłodnik w sam raz na rozgrzane sportowymi emocjami ciało. Żaden tam oczywiście litewski, ale nasz rodzimy na mrągowskiej maślance i bartoszyckich buraczkach. Jaja nie wiadomo skąd. Mam nadzieję, że nie z meczu, bo były zapowiedzi, że nasi pokażą, co mają w spodniach.
Zakładam, że nie była to (w tych spodniach) krewetka. Krewetka zresztą poczuła w sobotni wieczór miętę do truskawki, więc nie ma się co podniecać.
Jeśli chodzi o kolejne mecze grupowe, odbywaliśmy ćwiczenia terenowe w swoim czasie, np. ostatnio z kuchni rosyjskiej. A gdyby jakimś cudem Japończycy zawitali na mistrzostwa Europy, to też jesteśmy gotowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz