sobota, 21 lipca 2012

Blues sobotniej nocy

Mało brakowało, a obszedłbym się smakiem. Nie wnikając w dramatyczne szczegóły – udało mi się dotrzeć na koncert godzinę po jego rozpoczęciu. Zobaczyłem tylko dwa utwory sympatycznej poznańskiej grupy Wolna Sobota. Sympatia sympatią, ale tydzień temu występowali u konkurencji, czyli podczas Suwałki Blues Festival. To można oczywiście wybaczyć, bo sam się chętnie wybiorę kiedyś na ten festiwal (posłuchać, nie pośpiewać).



Potem na scenie pojawił się Soul Catchers International. Faktycznie, towarzystwo międzynarodowe. Na basie Niemiec, na klawiszach Holender z Dominikany, na perkusji Japończyk, na gitarze i śpiewie Amerykanin. Było poprawnie, ale dość nudno, do czasu wejścia na scenę Rona Kropa, czyli El Kroppo. Nazwisko niech nas nie zmyli. Sympatyczny brodacz pochodzi z Indii.


Na wielki finał wielka gwiazda. Wielka, ale przecież w Polsce zupełnie nie znana. A to, że Bobby Rush jest zdobywcą Grammy Award świadczy tylko o muzycznej samowystarczalności Ameryki. Spójrzcie na tego faceta. Urodził się dwa lata wcześniej niż Elvis Presley. Tyle, że Król nie żyje od 35 lat, a 79-letni Rush miota się nadal na scenie jak nastolatek.


I ciągle wie, po co mu dwie tancerki na scenie. W Ameryce, jak wiadomo, lubią nadmiar. Wszystko musi być w największym rozmiarze...


Kącik księgowego, czyli 35 zł za dwa dni bluesa:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz