Gdy dziś rano jechaliśmy do Warszawy, w przeciwną stronę ciągnął nieprzerwany sznur samochodów. Zapewne te zmotoryzowane hufce ciągnęły na Grunwald, gdzie odbywała się kolejna inscenizacja wiadomej bitwy. Wieczorem, gdy wracaliśmy, zwycięskie polskie rycerstwo w niemieckich i francuskich pojazdach świeciło nam po oczach.
My swój Grunwald fetowaliśmy w Warszawie. Trochę przypadkiem trafiliśmy do Muzeum Narodowego. Przy „Bitwie pod Grunwaldem” Jana Matejki spodziewałem się tłumów niczym w Luwrze przy „Monie Lisie”, ale w zasadzie były pustki. Nawet wśród tych pustek zdarzali się tacy, którzy wobec pani pilnującej obraz wyrażali zdziwienie, że dzieło Matejki nie znajduje się w Krakowie. Podobno pyta o to co drugi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz