Chciałem tylko, żeby gdzieś przekroczyć granicę, wszystko jedno którą, bo ważny dla mnie był nie cel, nie kres, nie meta, ale sam niemal mistyczny i transcendentny akt przekroczenia granicy.
(Ryszard KAPUŚCIŃSKI, „Podróże z Herodotem”)
Zmęczony dwoma urlopami pod rząd, odpuściłem sobie olsztyński koncert Wishbone Ash we wrześniu 2009 roku. Wyrzutów sumienia jakoś nie miałem. Ale po latach, wiadomo, bardziej żałuje się tego, czego się nie zrobiło, niż to, co się zrobiło.
W ramach wewnętrznego zadośćuczynienia tłumaczenie „Persephone”, utworu numer jeden w Polsce, jeśli chodzi o Wishbone Ash.
Persefonę światło pieści wciąż Ciągle w oczach swych ogień ma Lecz ostatnio powiedziałem jej Że coś jest już nie tak Nie dbam o twe lata, co już przeszły Gdzie jest w twoich oczach magia ta W ten swój czas przyćmić mogłaś Wszystkich, którzy byli tam Lecz za sceną mi już gasłaś wciąż Raz w górę krok, raz na dół krok Nie dbam o twe lata, co już przeszły Gdzie jest w twoich oczach magia ta Przyszedłem tu, by stanąć w światłach Przy tobie z każdą pieśnią twą Na twej twarzy wciąż spokojna myśl Że kurtyna spadnie, nie wierzę w to Dobre były lata, co już przeszły Znów jest w twoich oczach magia ta Olsztyn, 26-27.02.2014
Kącik „Świata Młodych” z 12 lutego 1983, tak to widziałem:
Kącik Trójki, w której ten utwór był (czas przeszły dokonany?) zawsze ważny:
Też mi wielkie odkrycie, wiadomo, że wszystko się może zdarzyć. Lepiej zabrzmi, gdy słowami Ringo powiemy, że „Tomorrow Never Knows”. Oto psychodeliczni Beatlesi w najczystszej postaci.
John Lennon napisał tekst w 1966 roku po zapoznaniu się z „The Psychedelic Experience: A Manual Based on The Tibetan Book of the Dead” wydanej w 1964 roku (Timothy Leary, Ralph Metzner i Richard Alpert). Książka, jak sama nazwa wskazuje, powstała na podstawie Tybetańskiej Księgi Umarłych, czegoś w rodzaju znanego w naszej kulturze ostatniego namaszczenia.
A ja tak to sobie tłumaczę: Wyłącz swój mózg, odpocznij, z prądem płyń Śmierć się nie czai, śmierć się nie czai Rzuć wszelką myśl, w niewolę pustki idź To ci wyjaśni, to ci wyjaśni Zrozumiesz sens, co masz we wnętrzu swym Istniejesz ty, istniejesz ty A miłość to każdy i wszyscy to Tyle twej wiedzy, tyle twej wiedzy Że ignorancja i pośpiech opłaczą śmierć To jest katechizm, to jest katechizm Lecz słuchaj jaki kolor ma twój sen Jest już nieżywy, jest już nieżywy Lub w egzystencję graj po swój kres Od pierwszej chwili, od pierwszej chwili, od pierwszej chwili Od pierwszej chwili, od pierwszej chwili, od pierwszej chwili Olsztyn, 20-22.02.2014
Walentynkowa zdobycz? Biografia Beatlesów Huntera Daviesa. Jedyna autoryzowana, pisana na gorąco w TAMTYCH latach, a wydana w 1968 roku. Autoryzowana, ale nie pisana na kolanach.
Autor nie boi się napisać, że kilkunastoletni Lennon zachowywał się jak cham i prostak, a Lennon nie boi się mu tego autoryzować. Wprawdzie kilka lat później John stwierdził, że ta książka to kupa gówna, ale nie z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Obraz Beatlesów wydał mu się zbyt słodki. Nic to, czytam.
Wiedziony intuicją wpisałem w jedynie słuszną wyszukiwarkę „Deep Purple dla ubogich”. Gdyby w pobliżu był ktoś, z kim mógłbym się założyć, to bym wygrał. Byłem pewien, że wyskoczą artykuły o Uriah Heep. Na szczęście raptem trzy, więc ta nieprzyjemna opinia o tym ciekawym zespole nie jest aż tak upowszechniona.
Coś jednak jest na rzeczy. Gdy kilkadziesiąt milionów lat temu poznawałem, oczywiście w Trójce, rockową klasykę i usłyszałem pierwszy raz „July Morning”, to miałem skojarzenie z „Child in Time”, które było już w moich uszach i głowie. Swoją drogą, uroda tamtych lat polegała nie tylko na tym, że człowiek był młodszy, ale również na tym, że pewne rzeczy robił pierwszy raz. Nie tylko te, które macie na myśli, ale również poznawanie nowych (choć już wówczas pięcio-, czy piętnastoletnich) piosenek.
Uriah Heep był już w Polsce kilkakrotnie. Pierwszy raz zdaje się w 1988 czy 1989 roku (we Wrocławiu). Potem 14 sierpnia 1992 roku na warszawskim Stadionie X-lecia. Ten koncert na rzecz dzieci z HIV-em organizował Marek Kotański, a ja pamiętam, jak oglądałem go na śnieżącym telewizorku w środku lasu, gdzie cieciowałem nocami na jakiejś kolonii. Inne wizyty to chyba m.in. lata 2007 i 2009, a ostatnio w sierpniu 2012 roku w Dolinie Charlotty. Nie stawiłem się wtedy na tym koncercie, bo Dolinę miałem już zaliczoną w lipcu (The Doors), a dwa lata wcześniej widziałem tam Kena Hensleya, twórcę repertuaru z klasycznego okresu Uriah Heep. Z okazji tamtego koncertu przetłumaczyłem „Lady in Black”, a teraz w ramach przygotowań do tegorocznego koncertu Uriah Heep we Wrocławiu „Easy Livin’”:
To jest ta rzecz, poznałem właśnie ją Mówią to łatwy żywot To miejsce jest, gdzie dotąd nie padł wzrok mój Już mą nie jest winą Łatwy żywot już mą nie jest winą Odkąd miejsce swe w mym sercu masz Szedłem wzdłuż dróg sam wciąż i wciąż Żeby znaleźć ciebie Dzień i znów dzień, drogi wietrzne wciąż Szedłem wprost do ciebie Łatwy żywot już mą nie jest winą Odkąd miejsce swe w mym sercu masz Czekam, patrzę Niech życie me spełni się Marzę, myślę Gotów na swój dobry dzień I znów łatwy żywot Szedłem wzdłuż dróg sam wciąż i wciąż Żeby znaleźć ciebie Dzień i znów dzień, drogi wietrzne wciąż Szedłem wprost do ciebie Łatwy żywot już mą nie jest winą Odkąd miejsce swe w mym sercu masz Łatwy żywot już mą nie jest winą Odkąd miejsce swe w mym sercu masz Olsztyn, 16.02.2014
Sytuacja z Uriah Heep jest podobna do tej z Ten Years After (Alvin Lee od pewnego czasu grał koncerty samodzielnie, aż do śmierci, a reszta zespołu samodzielnie). Podobnie przez wiele lat mogliśmy wybierać pomiędzy koncertami Erika Burdona i Animalsów, ale znów można zobaczyć ich razem, chociaż Animalsi mocno zdziesiątkowani. I takich połączonych Animalsów zobaczymy 1 maja, obok Uriah Heep, we Wrocławiu. Zobaczymy, bo mam już zgodę Żony na zmianę planów urlopowych. Więc nie Warszawa, a Wrocław w tym roku. Na bicie gitarowego rekordu też jestem gotowy.
Kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę:
Kącik Tomasza Beksińskiego. Wielki przebój chłodnej jesieni 1972. Nie pamiętam...
Dwie piosenki w beatlesowskiej dyskografii są po niemiecku. Przynajmniej w tej oficjalnej dyskografii, bo kto wie, co śpiewali w Hamburgu... A na próbach też różnie bywało, czego dowodem jest moja komórka, rozbrzmiewająca głosem Paula McCartneya, śpiewającego „Get Back” w języku Friedricha Schillera.
Dziś nie o „Get Back” jednak, bo to już przetłumaczone, lecz o „I Want to Hold Your Hand”, pierwszej z piosenek, jaką Beatlesi nagrali 29 stycznia 1964 roku podczas paryskiej sesji.
Drugą piosenką, też po niemiecku, było „She Loves You”, a trzecią „Can’t Buy Me Love”, zaśpiewane po Bożemu, czyli po angielsku.
Paryska sesja nagraniowa była pierwszą i jedyną zagraniczną sesją Beatlesów w ramach współpracy z EMI. Beatlesi spędzali w Paryżu upojne koncertowe trzy tygodnie między 16 stycznia a 4 lutego 1964 roku (18 koncertów, spotkanie z twórczością Dylana i wszystkie te atrakcje, jakie może zaproponować stolica Francji). 21 i 28 stycznia mieli wolne, a 29 stycznia weszli do Pathé Marconi Studios, by nagrać dwie niemieckojęzyczne wersje piosenek (tylko wokale, podkłady pochodziły z oryginalnych wersji z 1963 roku). Z rozpędu nagrali jeszcze „Can't Buy Me Love” (dokończyli w Londynie). A wieczorem zagrali jeszcze dwa koncerty w Olympii.
Na niemieckie wersje nalegali George Martin i Brian Epstein, taką mieli koncepcję marketingową. Dobrze (szkoda?), że nie wpadli na pomysł przygotowania oddzielnych wersji na rynek amerykański, na który Beatlesi za chwilę mieli wyruszyć. W końcu język angielski i język amerykański to nie do końca to samo. Na szczęście żadne łamańce językowe nie były potrzebne Beatlesom, by podbić Niemcy i resztę nieangielskojęzycznego świata. Oraz oczywiście Amerykę, w której dokładnie 50 lat temu, 11 lutego 1964 roku, zagrali pierwszy koncert.
Ale dwa dni wcześniej wystąpili w Ed Sullivan Show, gdzie na koniec zagrali „I Want To Hold Your Hand”:
Trochę bali się, jak zostaną przyjęci w ojczyźnie rock and rolla, ale obawy były niepotrzebne, bo od 25 stycznia mieli już swój pierwszy amerykański numer jeden, czyli „I Want to Hold Your Hand”. Po angielsku.
A ja ani po angielsku, ani po niemiecku:
A więc tak, coś ci powiem Myślę zrozumiesz mnie Gdy ja to ci powiem Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe O tak, powiedz mi Tak bardzo ciebie chcę I tak, powiedz mi Bym trzymał dłonie twe Dziś trzymał dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe A gdy cię dotknę czuję szczęścia już smak Jak ukryć moją miłość mam Już ją znasz, już ją znasz, już ją znasz O tak, masz coś w sobie Myślę zrozumiesz mnie Gdy ja, czuję w sobie Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe A gdy cię dotknę czuję szczęścia już smak Jak ukryć moją miłość mam Już ją znasz, już ją znasz, już ją znasz O tak, masz coś w sobie Myślę zrozumiesz mnie Gdy ja, czuję w sobie Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe Chcę trzymać dłonie twe Olsztyn, 10.02.2014
Kącik „Świata Młodych” z 27 lutego 1982. Jak widać tytuł i treść w slangowej wersji wanna, zamiast poprawnego gramatycznie want to (zaryzykuję, że to coś jak poszłem i poszedłem). Na Amerykę Beatlesi dali jednak tytuł formalnie poprawny, czyli want to, może dlatego, żeby w dawnej kolonii nie sądzili, iż wynalazcy ich wspólnego języka nie potrafią go używać (pisząc kilkanaście miesięcy wcześniej „I Wanna Be Your Man” się nie szczypali).
Podczas pierwszej części „Nimfomanki” sala była nabita po brzegi, a podekscytowana widownia witała każdego penisa na ekranie westchnieniami obrzydzenia.
Słychać było wyraźnie, że ludożerka przyszła na momenty, ale na pewno nie na naturalistyczne, a tym bardziej nie na turpistyczne. No i skąd biedni ludzie mogli wiedzieć, że będzie się od nich oczekiwać znajomości łacińskich słów (gdy wyzwolone kobiety modliły się bluźnierczo „Mea vulva, mea maxima vulva” nie słyszałem obrzydzonych westchnień), znajomości matematyki (fragment ciągu Fibonacciego, czyli piękne liczby 3, 5, 8) czy osłuchania z diabelskim trytonem. Trzy tygodnie później, podczas drugiej części, frekwencja była już o połowę mniejsza, a nawet jeszcze mniejsza, bo jakaś przypadkowa para wyszła po kilkunastu minutach.
Kto nie był na najnowszym filmie Larsa von Triera, ten pewnie już nie będzie, więc śmiało mogę ujawnić końcową scenę. Po jakichś czterech godzinach filmu Charlotte Gainsbourg (czyli Joe) strzałem z kolta zabija Stellana Skarsgårda (Seligman). Chwilę potem Gainsbourg, już na napisach końcowych, śpiewa dość adekwatną piosenkę „Hey Joe”.
Charlotte Gainsbourg jest genetycznie predestynowana, by grać w takim filmie jak „Nimfomanka”, ale wszystkie świńskie rzeczy, jakie Joe robi w drugiej części filmu (w pierwszej gra głównie Stacy Martin, jako młoda Joe) nie są udziałem Charlotty, zastępują ją dublerki i sztuczne vulvy. Jej matkę, Jane Birkin, znamy z wykonania piosenki „Je t'aime... moi non plus”, tak odważnej, że nie chciała jej zaśpiewać nawet Brigitte Bardot (tzn. chciała i zaśpiewała, ale jej ówczesny mąż Gunter Sachs nie pozwolił, by żona wzdychała na singlu). Ojca, Serge'a Gainsbourga, znamy z tego, że był królem życia i tę piosenkę napisał.
A oto me tłumaczenie „Hey Joe”, oczywiście uczynione w taki sposób, by dało się zaśpiewać:
Hej Joe, gdzie tak idziesz z tą bronią w dłoni swej? Hej Joe, pytam, gdzie tak idziesz z tą bronią, co w dłoni twej jest? Idę zastrzelić moją panią Bo wiesz, nakryłem ją jak kręciła z innym facetem gdzieś Tak, idę zastrzelić moją panią Bo wiesz, nakryłem ją jak kręciła z innym facetem gdzieś I to drażni mnie Hej Joe, słyszałem, że zastrzeliłeś ją Palnąłeś jej w twarz Hej Joe, słyszałem, że zastrzeliłeś starą swą Posłałeś ją w piach, tak Tak, strzeliłem do niej Bo wiesz, nakryłem ją jak kręciła z całym miastem gdzieś Cóż, strzeliłem do niej Bo wiesz, nakryłem mą starą jak kręciła z całym miastem gdzieś Wziąłem jej broń, strzeliłem do niej Hej Joe, gdzie więc teraz pójdziesz Dokąd pójdziesz drogą swą? Hej Joe, pytam, gdzie więc teraz pójdziesz Dokąd, dokąd pójdziesz drogą swą? Odjeżdżam na południe Uciekam do Meksyku gdzieś Odjeżdżam na południe Uciekam, by wolnym być Gdzie nie znajdzie mnie nikt Gdzie nie znajdzie mnie żaden kat i Nie założy sznura na szyi mi Już lepiej uwierz dziś w to Hej Joe, uciekaj lepiej stąd Żegnajcie, wszyscy Olsztyn, 6-9.02.2014
Jak długo można pisać o „Hey Joe” nie wspominając Jimiego Hendriksa? W końcu to jemu zawdzięczamy, że ta piosenka weszła do kanonu. I tą piosenką Hendrix zdobył świat.
Piosenka ma jakieś 2584 (to liczba z ciągu Fibonacciego...) różne wersje. Wśród moich ulubionych jest Hobo Blues Band (nie próbujcie zrozumieć):
Lubię też tę wersję Deep Purple z debiutanckiego albumu, chociaż trochę zerżnęli z Vanilla Fudge:
No i zagrałem to na wrocławskim rynku. Tzn. nie sam, ale jako jeden z 7344 gitarzystów (szkoda, że nie 6765, byłby znów ciąg Fibonacciego):
Pierwsze wykonanie na żywo odbyło się na Koncercie Galowym pewnego zlotu we wrześniu 2017 roku:
Tę piosenkę powinniśmy w Polsce kochać już choćby za tytuł. Gdzież, jak nie w naszej ojczyźnie, brzmieć dobrze powinny słowa „Podziemnego tęskniącego za domem bluesa”?
Podziemnego, czyli w zasadzie partyzanckiego, a więc jesteśmy w domu. A jak nie jesteśmy, to tęsknimy za nim. Polak mówi „dom”, a myśli „ojczyzna”. I tęskni. Nie o tęsknocie za ojczyzną napisał jednak pan Zimmerman tę piosenkę (chociaż przecież mógłby w imieniu dziadków tęsknić za Odessą).
„Subterranean Homesick Blues”, utwór, którym Bob Dylan otworzył płytę „Bringing It All Back Home” z marca 1965 roku.
To już moje trzecie tłumaczenie z tej płyty. Łatwo nie jest, bo to piosenka z cyklu „jeden jamnik wchodzi drugiemu jamnikowi”. Dylan zupełnie dowolnie wkłada w wersy tyle sylab, ile mu akurat potrzeba. A potem, śpiewając, gdy mu za ciasno, to przyspieszy, a jak słów zbyt mało, to przeciągnie frazę. Weź, człowieku, przetłumacz. Weź, zagraj. Zaśpiewaj.
John w piwnicy jest swej Miesza ciągle jakiś lek Stoję na chodniku gdzieś Rząd mam w kółko w głowie mej Facet, co ma płaszcz Znak zdjął, sprzęt zdał Mówi, że wciąż kaszel ma Chciałby dostać szmal Mówię ci Co robisz, patrz dziś Bóg to wie Lecz znowu tego chcesz Lepiej w drodze uchyl się Patrz, gdzie nowy druh jest W czapce z szopa typ Na dziedziniec wszedł Mówi „Sześć dolarów płać mi” Ty masz tylko pięć Maggie bystry chód W sadzy twarz ma już Mówi, że żar zwala z nóg Zioła w łóżku znów W telefonie podsłuch jest Maggie mówi - wielu wie Wczesnym majem zwieją gdzieś Szeryf już listy śle Mówię ci Cokolwiek zrób dziś Na paluszkach chodź Odstaw wreszcie to Lepiej z dala od tych bądź Którzy wodę leją wciąż Patrz, gdzie pchasz nos Po cywilu ciuchy noś Zbędne Pogodynki są Żebyś wiedział wieje skąd Choruj, zdrowiej Kałamarzem zakryj się Dzwon bierz, trudno rzec Czy to przyjmie jakiś sklep Chciej wciąż, smak krat Wróć tam, gryps daj Idź siedź, wyjdź, płać Wstąp do armii, pecha masz Mówię ci Uderzysz się dziś Lecz z cwanym lisem Porażek mistrzem W teatrach snuj się Dziewczę w wodzie brodzi Szuka głupka znowu Nie wódź wciąż za wodzem Lepiej patrz, co z wozem Ach, przyjdź już na świat Krótkie gacie, miłość, tańcz Ubierz się, bierzmuj się Próbuj swój sukces mieć Daj jej, daj mu, kup coś Kradzież to wielkie zło Przez dwadzieścia lat do szkoły Potem dzienną zmianę masz swą Mówię ci Oni wszystko kryją dziś Lepiej wskocz gdzieś w kanał Świeczkę sobie zapal Zostaw sandał Zbędny ci jest skandal Nie bądź jak ten głup Gumę lepiej żuj Stoi stacja pomp Bo wajchę zabrał wandal Olsztyn, 1.02.2014
Video do „Subterranean Homesick Blues” to chyba najsłynniejszy clip Dylana. Film został nakręcony przed londyńskim hotelem Savoy. Wygląda jakby to było na zapleczu (te wory wyglądające na zwały śmieci), ale po głębszej analizie zdjęć doszedłem do wniosku, że to jednak front. Przepraszam, osobiście nie sprawdziłem, doba w tym hotelu zaczyna się od 2,5 tys. zł w promocji. Może kiedyś, jak Anglicy zaczną przyjeżdżać do Olsztyna na zmywak.
Gdy Dylan przerzuca kartki, po lewej stronie dyskutują sobie Allen Ginsberg (bez dwóch zdań to on) i Donovan (lekka wątpliwość, ale w dobrej jakości filmie też daje się rozpoznać). Oni to oraz Bob Neuwirth (kilka lat później współtwórca piosenki „Mercedes Benz”) i sam Dylan osobiście malowali w pocie czoła kartki. Takie czasy, manufaktura. Ja, niestety, nie miałem pod ręką żadnego Ginsberga czy Donovana.