Mówisz Cabo Verde i myślisz Cesária Évora, od śmierci której minie niedługo dziesięć lat… Godnych następczyń na pewno nie brak. Dziś na lizbońskiej scenie inna Kabowerdenka, czyli Maria Alice, o dwie dekady od niej młodsza. I Jon Luz, którego przez nieprecyzyjny zapis na stronie teatru posądzałem o bycie Portugalczykiem. A to też Kabowerdeńczyk.
Maria Alice de Fátima Rocha Silva urodziła się w Cabo Verde, ale od 40 lat mieszka w Lizbonie. Gdzie się urodził Jon Luz, nie wiem, ale do Lizbony przeniósł się z wysp w 1998 roku. Co się dziwić, skoro nawet z wielkiej Brazylii ciągną ludzie do stolicy dawnego imperium… Regularnie występuje m.in. w klubie B.Leza, do którego zajrzę za kilka dni. A dziś w pięknym Teatro da Trindade (Teatr Trójcy Świętej) w sali im. Carmen Dolores (wielka portugalska aktorka teatralna, która zmarła w tym roku) wystąpiła z Jonem Luzem, który, szczerze mówiąc, zrobił na nas większe wrażenie. Zakończyli jego kompozycją „Força Irmon” („Siła żelaza”), która brzmiała w mych uszach znajomo, a to przecież jego kompozycja z płyty z 2020 roku.
Jon Luz to nie tylko zdolny kompozytor, ale i ciekawy wokalista i wirtuoz (zagrajcie oszalałą solówkę na wysokich pozycjach ukulele!). Maria Alice to lwica sceny, która słała całusy na lewo i prawo oraz w tył (do muzyków) i do widowni (mnie też się dostało).
Sezon na lizbońskie koncerty uważam za otwarty!
PS Gdy podchodziliśmy od naszego mieszkanka w Bairro Alto do teatru, trafiliśmy na jego zaplecze, skąd wyszła artystka... zajarać. No nie, wokalistka i pali? Przecież to nie blues...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz