Powiedzmy sobie szczerze, że ten koncert wybrałem spośród wielu innych muzycznych propozycji, jakie oferowała nam Lizbona, ze względu na Marizę. Pierwszy raz zetknąłem się z tą ulubioną, swego czasu, portugalską artystką pewnego Marcina trzy lata temu, gdy tłumaczyłem piosenkę z repertuaru Amálii Rodrigues. Dziś miałem okazję przekonać się na żywo o jej przesiąkniętym saudade talencie.
Zacznijmy jednak od początku. Występ odbył się w Centro Cultural de Belém, czyli nowoczesnym centrum kulturalnym, które wpadło nam już w oko trzy lata temu, gdy patrzyliśmy na Lizbonę z Pomnika Odkrywców. W środku wygląda jeszcze bardziej efektownie.
Nie dla architektury tu jednak przyszliśmy. Koncert nazywał się Pedro Jóia Trio convida Mariza, z czego można wnioskować było, że Pedro ma swoje trio i że zaprasza Marizę.
Zanim jednak zaprosili popularną wokalistkę (nie odniosłem jednak wrażenia, by publiczność przyszła tylko dla znanej piosenkarki), musieli pograć w trójkę. Więc szef tria Pedro Jóia (gitara klasyczna), Norton Daiello (gitara basowa) oraz João Frade (akordeon).
A więc zagrali...
A co to, Portugalczycy nie mogą grać flamenco i okolic? Mogą, i to jak. Sięgnęli nawet po utwór Paco de Lucíi.
I jeszcze jedna kompozycja Paco.
I godzinę wyczekiwana Mariza...
...która pojawiła się w czterech utworach i jednym bisie.
Prawda, że warto było przelecieć te parę tysięcy kilometrów w ciasnym fotelu taniej linii lotniczej?
I efektowny finał, już bez Marizy.
Została mi tylko na zdjęciach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz