Owszem, na Wielkiej Nizinie Węgierskiej można znaleźć jakieś górki. Ale w obliczu dominującej płaszczyzny nie dziwi, że zamek w miejscowości Gyula stoi na bezwstydnej płaszczyźnie. Nie dziwi, ale widok dziwny.
Gotycki zamek pochodzi z XV wieku. To chyba jedyny w Europie przykład gotyckiej ceglanej warowni stojącej na równinie.
Czemu z cegły? Bo w okolicy nie było kamienia.
Nie znaczy to, że średniowieczu zamek był tak bezbronny jak jest dziś. Otoczony był murami obronnymi i bagnami. Mury rozebrano w XVIII w., a z bagien została sadzawka.
A całego wielkiego zamku jedynie wewnętrzna budowla o wymiarach 60 na 27 m.
Historia zamku zaczyna się w 1403 roku, gdy węgierski król Zygmunt Luksemburski podarował ziemię banowi Jánosowi Marótiemu. W 1566 roku zamek zdobyli Turcy. Konkretnie 32 tysiące Turków po dwóch miesiącach oblężenia. Dowódcą bohaterskiej obrony był Laszlo Kerecsényi, stracony potem w Nándorfehérvár (czyli po prostu Belgradzie). Na wdzięczność ludzką można zawsze liczyć – Kerecsényi był uznany za zdrajcę. Powinien wysadzić się w powietrze, jak Wołodyjowski, to może by serial o nim nakręcili...
W XVIII wieku udało się wypędzić Turków, ale pozostali Habsburgowie. W czasie węgierskiej Wiosny Ludów więziono tu trzynastu powstańczych oficerów, których zgładzono potem 6 października 1849 r. w Arad (dziś Rumunia).
Po Wiośnie Ludów zamek popadł w totalną ruinę. Renowację rozpoczęto dopiero po II wojnie światowej. Obecny stan zyskał w 1997 roku. I niech tak zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz