Nie będę oceniał występu (bo przecież nie koncertu), na który się spóźniłem. Zresztą przecież już dawno nie oceniam, pozwalałem sobie na to pacholęciem będąc, „when I was younger, so much younger than today” („Help!” było, a jakże). Dziś raczej przyglądam się, rejestruję fakty, a oceny uważam za czyny mocno ryzykowne. Nazwijcie to tchórzostwem, jeśli lubicie… oceniać :)
Pierwszomajowy występ Tymona Tymańskiego na Wielkie Otwarcie Sezonu przy moście obrotowym w Giżycku wpisałem sobie do swego kalendarzyka już kilka miesięcy temu. Tym chętniej, że miał grać Beatlesów, a od dawna Tymon zapowiada własną wersję „White Album”, którą nagrywa (nagrał już?) z zaprzyjaźnionymi muzyki. Od wielu miesięcy ogrywa ją na koncertach w Polsce z dużymi składami. Dziś w Giżycku skład był kameralny, co w niczym nie przeszkadzało zagrać kilku utworów Lennona i McCartneya.
W biegu, wpadając znad kładki nad kanałem, usłyszałem więc wspomniane „Help!” (ten młodzieńczy żar w głosie Lennona jest jednak nie do podrobienia), usłyszałem świetną wersję „Come Together”.
Takie plenerowe występy artystów, którzy, jeśli śpiewają o majteczkach, to na pewno nie o tych w kropeczki, ale o takich, na których z przodu jest napisane ROMA, a z tyłu oczywiście AMOR, są dość ryzykowne dla gospodarzy. Ciekawe czy za kilka miesięcy w czasie samorządowej kampanii wyborczej nie pojawi się zarzut, że Tymon na miejskiej imprezie szargał jedynie słuszne wartości. I że ze sceny padło słowo „gówno” (i jeszcze ze świętym przymiotnikiem).
Na koniec było „Strawberry Fields Forever”. Tymon dał publice do wyboru „Hey Jude” lub właśnie „Strawberry Fields Forever”. Gdzie dwie propozycje, tam Polacy mają trzy zdania, więc jeden głos był za „Hey Jude”, jeden za „Strawberry Fields Forever”, a jeden z nienacka za „Helter Skelter”. Tymon wybrał Truskawkowy Plac, za co dziękuję, bo tym, czym dla Lennona był Liverpool, dla mnie jest przecież Giżycko.
Po koncercie zamieniłem z Tymonem kilka zdań, głównie na swój ulubiony temat, czyli polskie wersje niepolskich piosenek. Będę Cię jeszcze, Tymon, dręczył. Widzimy się w Dywitach 4 sierpnia (mam nadzieję, że zdążę wrócić z krakowskiego koncertu Rogera Watersa). Swoją drogą ciekawe co będzie, jeśli w Dywitach, na świętej Warmii, Tymon też zaśpiewa o majteczkach z napisem Roma. Znam jedną zupełnie niepapierową gazetę, której publicyści dostaną piany na ustach.
Nie tylko z kronikarskiego obowiązku odnotuję, że drugą Martwą Gitarą był dziś Marcin Gałązka. Zbieżność nazwisk nieprzypadkowa :)
Facebook podpowiedział mi, że nad Kanałem Łuczańskim było dziś sporo znajomych. Jakoś pod sceną Was nie widziałem… Czyli muzyka była jednak tylko dodatkiem do otwarcia sezonu żeglarskiego, o co Tymon na pewno się nie obraża. Taka karma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz