czwartek, 4 listopada 2021

Popsuli sobie historię

Nie wiem, czy przedsionek publicznej toalety to najlepsze miejsce na lekcję historii, ale umówmy się, że skoro można przez żołądek do serca, to przez urynę do nauki chyba też…


Rzecz ma miejsce w podbrzuszu (a jednak!) Miradouro das Portas do Sol, jednego z najbardziej obleganym miejsc w Lizbonie, a konkretnie przy schodzącej z tego punktu widokowego Rua Norberto de Araújo. W załomie jest WC, a sklepienie wejścia zostało wykorzystane w celach dydaktycznych, czyli przedstawiono tam historię Lizbony od starożytności do rewolucji goździków. Głównym pomysłodawcą dzieła i twórcą jest artysta Nuno Saraiva. Pomocy udzielili mu Hugo Henriques i André Costa. Tak to wyglądało w 2017 roku (w 2014 roku, w czasie naszej pierwszej wizyty w Lizbonie, nie wyglądało, bo rzecz powstała w 2016 roku):

W 2021 roku zachodzę się wysikać, a tu po pierwsze WC zamknięte, a po drugie graffiti historyczne zdemolowane przez graffiti w stylu „muszę coś namalować, bo się zesikam”:

Ale mam zdjęcia z 2017...

Pierwszy był tu podobno Odyseusz (Grecy mieli swego czasu żeglarskie parcie na zachód), a nie podobno, tylko faktycznie chyba Fenicjanie, dla których to miejsce miało nazwę Allis Ubbo („Bezpieczny port”).

Potem, siłą (!) rzeczy, pojawili się Rzymianie. Miasto i okolice zdobyli w II wieku przed naszą erą (dla nich było to już Felicitas Julia Olisipo). W I wieku naszej ery zbudowali sobie oczywiście amfiteatr (obecnie przy Rua de São Mamede są jego resztki, które zostały odkryte dopiero w 1798 roku, a przyczyniło się do tego trzęsienie ziemi z 1755 roku).

W latach 468-711 rządzili tu, i w ogóle na całym półwyspie, Wizygoci (co autor określa malowniczo jako trzy wieki zastoju i zniszczenia). W 585 roku Królestwo Wizygotów przechodzi na katolicyzm (już chciałem napisać, że na chrześcijaństwo, bo przecież do wielkiej schizmy jeszcze kilkaset lat, ale przecież najpierw dwa wieki wyznawali heretycki arianizm). Kolejna mutacja nazwy – Olisipona.

No to teraz jest 711 rok i będzie miasto będzie się nazywać Al-Usbuna w ramach Kalifatu Umajjadów (Califado Omíada) zajmującego, jak to kalifat, cały Bliski Wschód, całą północną Afrykę i na kilkaset lat ładny kawałek zachodniej Europy. Lizbona zawdzięcza mu umocnienia i ogólnie pójście do przodu.

Rekonkwista, czyli wypieranie Maurów z Półwyspu Iberyjskiego, trwało, lekko licząc, sześćset lat. Mniej więcej w połowie tego procesu, czyli w 1147 roku, Dom Afonso Henriques, czyli Alfons I Zdobywca, odbija Al-Usbunę i zostaje pierwszym króle Portugalii (ale stolicą jest Coimbra). Graffiti tego nie przedstawia, ale był wszak legendarny Martim Moniz, który własnym ciałem zatrzymał zamykającą się bramę, co pozwoli wejść wojskom Alfonsa do (jeszcze chwilowo) mauretańskiej twierdzy.

Święty Wincenty z Saragossy zginął męczeńską śmiercią w 304 lub 305 roku w Walencji. W 1173 roku Alfons I sprowadził jego relikwie do Sagres oraz do Lizbony. Zgodnie z legendą, relikwie na statku konwojowały dwa ptaki, może nawet te same, które wcześniej strzegły zwłok. Św. Wincenty jest patronem miasta.

W 1373 król Ferdynand I Burgundzki zaleca budowę nowych umocnień miasta (Cerca Nova), ale już prawie sto lat wcześniej coś w tej sprawie zaczął robić Dionizy I.

W 1384 roku Jan I, król hiszpańskiej Kastylii, miesza się do kryzysu dynastycznego w Portugalii i oblega Lizbonę, ale zostaje pokonany, głównie przez dżumę.

Rok 1389, Nuno Álvares Pereira zakłada klasztor karmelitów, czyli słynny z miliarda zdjęć Convento do Carmo bez dachu, pamiątka po trzęsieniu ziemi (ale to dopiero za czterysta lat).


8 lipca 1497 roku z Santa Maria de Belém (obecnie w granicach Lizbony) w podróż do Indii drogą dookoła Afryki wyruszył Vasco da Gama (mam sentyment do tej wyprawy).

Dla uczczenia szczęśliwego powrotu da Gamy z Indii (a zwłaszcza z powodu odkrycia prawdziwej drogi do prawdziwych Indii) król Manuel I Szczęśliwy w 1501 roku rozpoczął budowę klasztor hieronimitów (w miejscu, w którym da Gama modlił się z załogą w noc przed wypłynięciem). No i rodzi się późnogotycki styl manueliński.

Za tego samego króla w 1506 roku ma miejsce pogrom Żydów. Wprawdzie nie było go w te trzy dni kwietniowe w Lizbonie (uciekł przed zarazą), ale raczej nie zmartwiły go te wydarzenia. Pogrom rozpoczął się w kościele de São Domingos, gdzie podobno jakiś konwertowany na chrześcijaństwo Żyd zakwestionował prezentowany tam cud. No i się zaczęło. W pobliżu kościoła stoi dziś pomnik upamiętniający te zdarzenia oraz tablica Miasto Tolerancji (cokolwiek zdewastowana ostatnio…).

Uzyskany dostęp do Indii drogą morską wymagał skonsumowania. Założona w tym celu Casa da Índia w latach 1506-1570 miała monopol królewski na handel z tym rejonem. Zyski? Niepoliczalne!

Portugalska inkwizycja została założona w 1536 roku i istniała aż do 1821. Nikt się nie spodziewa… że to może tak długo trwać!

Głupia śmierć Sebastiana I Aviz w 1578 roku (jest o tym portugalska pieśń i ja ją oczywiście przetłumaczyłem) doprowadziła do kryzysu dynastycznego w 1580 roku (to był początek wielkiego czekania aż król wróci, z którym to czekaniem Portugalczycy żyją już kilkaset lat…).

Skutkiem tego w czerwcu 1581 roku do Lizbony wkroczył Filip II Habsburg (król Hiszpanii) i ogłosił się królem Portugalii jako Filip I.

Sześćdziesiąt lat pozostawała Portugalia pod władzą Hiszpanii (co za katastrofa – z pierwszego imperium świata do roli prowincji sąsiada, a to wszystko przez krucjatę przeciwko Maurom młodego nadgorliwego króla). 1.12.1640 udało się im odzyskać niepodległość, a symbolem tego zostało zabicie Miguela de Vasconcelosa, znienawidzonego przez Portugalczyków rodaka wysługującego się jako premier hiszpańskiemu zaborcy. Zastrzelili gościa w szafie, gdzie się schował, wyrzucili przez okno do rozwścieczonego tłumu, który sprofanował zwłoki, a ich resztki dał psom. Ot, los zdrajców* realistów* (* zaznacz właściwą odpowiedź). Dziś 1 grudnia to święto narodowe Portugalii, coś jak nasz 11 listopada.

Rok 1731. Za czasów Jana V Wielkodusznego (i rządów w mieście Cláudia Gorgela do Amarala) rozpoczęła się budowa akweduktów i 30 miejskich fontann pełniących rolę studni.

I po co to wszystko? 1 listopada 1755 roku wielkie trzęsienie ziemi z tsunami zniszczyło prawie całą Lizbonę.

Może po to, by miasto odbudować? Sprawujący do 1777 roku urząd premiera Sebastião José de Carvalho e Melo, czyli po prostu Markiz de Pombal, dużo zrobił w tej sprawie. Facet był chyba pragmatykiem – zapytany przez króla po trzęsieniu „co teraz?” odpowiedział: „pochowamy zmarłych, nakarmimy żywych”. I tak zrobił.

W 1793 roku Portugalia weszła w skład koalicji przeciwko rewolucji francuskiej. Pielęgnując odwieczną przyjaźń portugalsko-angielską nie przystąpiła do zarządzonej przez Napoleona blokady Wielkiej Brytanii. W 1807 roku zawitały tu więc francuskie wojska pod wodzą marszałka Jeana Andocha Junota, który pewnie zaklął, bo portugalska królowa 3 listopada 1807 roku nawiała do Brazylii (królestwo na uchodźstwie trwało nawet kilka lat po upadku Napoleona, z różnymi skutkami i dla Portugalii, i dla Brazylii, która w wyniku tego wybiła się na niepodległość).

Mały przerywnik (umieszczony niechronologicznie). W 1797 roku portugalski wieszcz narodowy Manuel Maria Barbosa du Bocage zostaje aresztowany za kwestie finansowe, czyli („pisze, pije, kocha i jest aresztowany… Niekoniecznie w tej kolejności…”). Wyszedł ostatniego dnia 1798 roku.

21-letni Eça de Queiroz, późniejszy dyplomata i wielki portugalski pisarz, kończy szkołę w Coimbrze i przyjeżdża na staż do Lizbony. Jak zauważa w powieści „A Cidade e as Serras” z 1901 roku „miasto odczłowiecza najbardziej autentyczne ludzkie uczucia”. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.

Ile lat można być monarchią? Portugalczycy zamknęli ten temat 5 października 1910 roku. Przyczynił się do tego sam Manuel II Patriota, ostatni portugalski monarcha, który próbował umacniać królewską władzę i reformować. Reformujące się reżimy szybciej upadają, podobno.

Duarte Pacheco, polityk mający udział w rządach Salazara i przez chwilę we władzach Lizbony, modernizuje miasto i kraj, a tymczasem Salazar wręcz przeciwnie. Dobry car i źli bojarzy? A nie, odwrotnie...

25 kwietnia 1974 roku rewolucja goździków, koniec reżimu. To koniec historii? Fukuyama by się uśmiał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz