Gdy stanąłem w wiosce rybackiej Marsaxlokk….
…przypomniał mi się indyjski port w Vasco da Gama.
Skojarzenie oczywiście bardzo odległe (również w czasie, bo to było 25 lat temu…). Zresztą maltańskie łódki w niczym nie ustępują łódkom z Goa, a pod pewnymi względami nawet je przewyższają…
Bo chwilę potem przypomniały mi się łódki widziane na Nilu.
Tak, oczy Horusa na burtach łódek Morza Śródziemnego muszą pochodzić stąd! Przywędrowały na Maltę z Fenicjanami, czyli ta tradycja ma nie dziesiątki, nie setki, ale tysiące lat! Fenicjanie wierzyli w egipskiego boga-sokoła, którego bystre oko widziało z góry wszystko i chroniło przed złem. Maltańscy rybacy, było nie było katolicy, podpierają się staroegipskim bóstwem.
Więcej luzzu! Niech się podpierają czym chcą, pływając w swoich łódkach (nazwa przywędrowała z Sycylii - gozzo, potem guzzu, uzzu, w końcu luzzu). Ważne, by ryb nie zabrakło i była z tego zupa rybna. Niestety, szczerze mówiąc, aljotta, którą zjedliśmy na tutejszym nabrzeżu, okazała się typową pułapką turystyczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz