Zawsze włażę gdzie nie trzeba. A to na zdjęcie, a to na zakaz wjazdu.
Ustalmy od razu – ten urlop to masakra jakaś. Zaczęło się od rozładowanego akumulatora pod blokiem. Potem jakiś wypadek po drodze. Potem na miejscu deszcze. Nowa nawigacja do bani, Krzysiek robi co może, ale jakoś mu nie wychodzi. Okulary połamane. Mandat od Czeszki, cóż że ładnej. Nie trzeba było wjeżdżać na zakazie. Pretensji nie mam. W ramach poszerzenia Dolnego Śląska i omijania polskiego deszczu dziś w skalnym mieście, czyli Adršpašskoteplické skály. Łatwiej przejść, niż wymówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz