Drugi bieszczadzki dzień. Trochę bieszczadzki, trochę ogólnopodkarpacki. Na podsumowania turystyczne przyjdzie czas, a dziś refleksja innej natury.
Uszy nie oczy - nie zasłonisz... W sanockiej galerii Beksińskiego mało było horroru na obrazach. Musiał dołączyć pan, z wyglądu intelektualista żywcem przeniesiony z kina moralnego niepokoju. Pan roztaczał przed młodą dziewczyną pilnującą wystawy okrutne wizje zamachu stanu, jaki właśnie się w Polsce dokonał. Żona była bliska zażądania zwrotu pieniędzy za bilety.
Uszy nie oczy - nie zasłonisz... W rzeszowskiej restauracji Czarny Kot (szczerze polecamy, zwłaszcza między 17 a 19, gdy jest rabat 50 proc.) mało było pikatnych potraw. Z sąsiedniego stolika dobiegało szlochanie i pikatne szczegóły z życia 30-latki na zakręcie. W najbardziej gorącym momencie wybiegła zapłakana z komórką na ulicę, a po powrocie poprosiła chlipiąc o spakowanie cielęciny. Jako że my bylismy dopiero przy zupach, reszta kolacji upłynęła w miłej atmosferze małżeńskiego zrozumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz