piątek, 30 stycznia 2015

Sceny z życia artysty

Odchodzą z tego świata kolejni artyści, a ja przed oczami mam taki film z ich życia. Oscara z tego nie będzie, scenariusz może i banalny, ale ma kilka wariantów.

Oto młody człowiek. Odkrywa w sobie talent, a jeśli go przegapił, są jeszcze czujni rodzice (wariant tragiczny – niespełnieni artystycznie ojciec i matka wmawiają sobie, że dziecko ma iskrę Bożą). Potem ciężka praca nad tym uzdolnieniem i marzenia o karierze. Jeśli się poszczęści, będzie sukces. Bez szczęścia się nie obejdzie, bo na jednego znanego artystę przypadają tysiące sfrustrowanych geniuszów, dziesiątki tysięcy sprawnych rzemieślników i miliony przeciętnie utalentowanych amatorów, którzy z uzewnętrznianiem swojej wrażliwości nie wyszli poza grono zachwyconej rodziny i przyjaciół. Naszemu bohaterowi się udało, więc przeżywa apogeum popularności – rozpoznawalność, pieniądze, wywiady, zdjęcia na okładkach, listy przebojów, propozycje sypią się jak z rękawa.
Po kilku czy kilkunastu sezonach coś zgrzyta. Siedemnasty projekt artystyczny już nie robi takiego wrażenia na publiczności, a tym bardziej na krytyce. Artyście też już się jakoś nie chce, jest zmęczony. Płyty i koncerty sprzedają się coraz gorzej. Na dziesięć-dwadzieścia lat znika. Jeśli nie zepsuł sobie życia osobistego i zdrowia na trasach koncertowych, pielęgnuje życie rodzinne. Jeśli na równi z repertuarem ćwiczył alkohol, narkotyki oraz bujne życie towarzyskie i uczuciowe, spędza lata na leczeniu, odwykach, szuka równowagi w tej czy innej religii.
Nagle jakiś impuls. Wraca moda na artystów sprzed dwóch czy trzech dekad. Dawni fani wchodzą w wiek średni i szukają oddechu od wyścigu szczurów na koncertach idoli z lat swej młodości. „Dawny idol” przeżywa znienacka drugą młodość artystyczną, nagrywa w nieoczekiwanym duecie zaskakująco dobry i nowatorski album. Znów jest na szczycie. Już nie występuje tyle, co w latach młodości, szanuje zdrowie. Nie patrzy na urzędowy wiek emerytalny, odchodzi ze sceny na własnych warunkach, gdy czuje się spełnionym artystą, na chwilę przed tym, gdy biologia ostatecznie pokona jego talent. Lub wręcz przeciwnie – wpada w sidła pazernego menedżera i własnego przekonania, że jest nieśmiertelny. Kończy na podrzędnych festiwalikach. Napisy końcowe...

(mój felieton z dzisiejszej prasy)

sobota, 24 stycznia 2015

Ile trzeba dziur

Jak się powiedziało A i powiedziało B, pora powiedzieć Z. Piosenka „A Day In The Life” w genialny sposób kończy genialny album.



Mamy tu ikoniczny przykład współpracy Lennona i McCartneya, którzy napisali oddzielnie dwie piosenki, ale wpasowali je w ramy jednego utworu. Potem ten patent Beatlesi po mistrzowsku wykorzystali na „Abbey Road”, a McCartney rozwijał w twórczości solowej.
Mamy też nawiązanie do artykułów w „Daily Mail”. Pierwszy mówił o wypadku samochodowym, w którym 18 grudnia 1966 roku zginął 21-letni Tara Browne, przyjaciel zespołu i dziedzic majątku rodziny Guinnessów. Drugi tekst dotyczył dziur na drogach w Blackburn, a konkretnie tego, że w pierwszej kolejności urzędnicy zajęli się precyzyjnym ustaleniem ich liczby, a nie remontem (skąd my to znamy...). Oba teksty Lennon przeczytał 17 stycznia 1967 roku, a już 19 i 20 stycznia rozpoczęła się sesja nagraniowa „A Day In The Life”. Mieli tempo...


Czytałem dziś w gazecie coś
O tym szczęściarzu, co na szczyt swój wszedł
I choć to raczej smutny tekst
To chciało mi się śmiać
Na zdjęciu było tak

Zapomniał, że w samochód wsiadł
Nie dostrzegł, że już czerwone jest
A tłum wciąż stał i gapił się
Widzieli wcześniej go
I nikt nie był pewien, czy to nie przypadkiem jakiś lord

Widziałem dzisiaj w kinie coś
Angielska armia właśnie wzięła front
A tłum wychodził, miał to gdzieś
Lecz ja patrzyłem znów
Książkę znałem już

Tak chciałbym – włącz się w to

Budzik, już zwlokłem się
Przeczesałem włosy swe
Schody w dół, raz dwa, herbaty smak
Podnoszę wzrok, a tu późno już jest
Chwytam płaszcz, kapelusz mam
Na autobus chwilę gnam
Na sam wchodzę szczyt i palę coś
I już mówi ktoś, ja zaczynam śnić

Czytałem dziś w gazecie coś
Cztery tysiące w Blackburn dziur tam lśni
I choć są raczej małe, to
Liczyli wszystkie wciąż
Teraz wiedzą, ile trzeba dziur, by wypchać Albert Hall

Tak chciałbym – włącz się w to

Olsztyn, 22-24.01.2015

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

wtorek, 20 stycznia 2015

Z niewielką pomocą Cockera

Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Fajnie byłoby na 50-lecie „Sierżanta Pieprza” mieć przetłumaczoną całą płytę. Czyli deadline mam 1 czerwca 2017 roku.

Długo nie mogłem przyjąć do wiadomości, że beatlesowska i cockerowska wersja „With a Little Help from My Friends” to ta sama piosenka. Paradoks polega na tym, że Lennon i McCartney napisali piosenkę uwzględniając określone możliwości wokalne Ringo Starra, a rok później wziął ją na warsztat facet, który z głosem mógł zrobić co chciał.


Joe Cocker nagrał swoją wersję 20 sierpnia 1968 roku, a jako muzyk sesyjny wystąpił niejaki Jimi Page, dorabiający w ten sposób i szlifujący swój warsztat przez prawie całe lata 60. Czyli to do niego należą te słynne dźwięki gitary na początku. Na festiwalu Woodstock rok później Page oczywiście nie grał, przy gitarze sprawdził się Henry McCullough (późniejszy członek Wings, chyba jedyny muzyk z Woodstock, którego mogliśmy zobaczyć w Olsztynie). Gitara to jedno, ale są jeszcze słynne chórki. W studiu były to głosy żeńskie (panie Madeline Bell, Rosetta Hightower, Patrice Holloway i Sunny Wheetman). Na Woodstock pań nie było, więc falsetem musiał się popisywać Henry McCullough, do spółki z kolegą basistą. McCullough jest dla mnie cichym bohaterem tego woodstockowego wykonania.
Cocker miał szczęście. Początkowo druga linijka tekstu mówiła, że w reakcji na fałsz artysta obrzucony zostałby zgniłymi pomidorami. Ale mając w pamięci incydent z żelkami (Harrison powiedział kiedyś, że lubi żelki, więc fani zarzucili nimi Beatlesów na scenie), Starr poprosił o zmianę tego fragmentu. I dlatego Ringo może bez obaw śpiewać tę piosenkę, jak choćby na warszawskim koncercie w 2011 roku (byłem, widziałem, pomidorów nie miałem).


Co myślałbyś, gdybym fałszował tu
Czy byś wstać chciał i ode mnie iść?
Bądź przy mnie i słuchaj, jak śpiewam to
A spróbuję, by w tonacji być

O, radę dam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, w górę gnam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, będę chciał, przyjaciół wciąż kilku jest

Co robić mam, gdy ma miłość jest gdzieś
(Czy się martwisz, że wciąż jesteś sam?)
Jak mam się czuć, kiedy kończy się dzień
(Czyś jest smutny sam na swoim brnąc?)

Nie, radę dam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, w górę gnam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, będę chciał, przyjaciół wciąż kilku jest

(Czy jest ci ktoś potrzebny?)
Trzeba, by kochał mnie ktoś
(Może być ktoś potrzebny?)
Pragnę, by kochał mnie ktoś

(Czy wierzysz już w miłość na pierwszy znak?)
Jestem pewien, zdarza się cały czas
(Co widzisz, gdy zgasisz już światła lamp?)
Nie wiem tego, ale wiem, co mam

O, radę dam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, w górę gnam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, będę chciał, przyjaciół wciąż kilku jest

(Czy jest ci ktoś potrzebny?)
Po prostu niech kocha mnie ktoś
(Może być ktoś potrzebny?)
Pragnę, by kochał mnie ktoś

O, radę dam, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, będę chciał, przyjaciół wciąż kilku jest
Mm, w górę gnam, przyjaciół wciąż kilku jest
O, radę dam, przyjaciół wciąż kilku jest
Przyjaciół wciąż kilku jest
Olsztyn, 19-20.01.2015



Zaskakująca wersja Johna Fogerty'ego (zaskoczenie nie formą, a samym faktem sięgnięcia po ten utwór):


Mika Urbaniak, Victor Davies i Urszula Dudziak podczas koncertu na Olsztyńskiej Scenie Jazzowej Mirka Mastalerza 9.03.2024:


Kącik „Świata Młodych” z 29 maja 1982 roku. Czytało się z niewielką pomocą słownika.

sobota, 17 stycznia 2015

Kim, do cholery, jest Billy Shears?

Dobrze jest czasem polecieć do Kenii. Ja akurat nie byłem, chociaż dwadzieścia lat temu prawie się wybierałem.

Jesienią 1966 roku na wakacjach w Kenii był Paul McCartney. Towarzyszył mu Mal Evans, tour manager Beatlesów (ciekawe, czy wiedział, że w sierpniu przestał być w tym charakterze potrzebny...). W czasie powrotnego lotu McCartney wymyślił sobie piosenkę, która potem rozwinęła się w całą koncepcję „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”. Plan był taki – wymyślamy zespół, który wymyśla piosenki i jakby co, to nie myśmy napisali te utwory (coś w rodzaju zegara na groch wymyślonego przez chłopa wymyślonego przez Maklakiewicza w „Brunecie wieczorową porą”).


Bohaterem „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band” jest oczywiście zespół o tej pokręconej nazwie, ale również niejaki Billy Shears. Fantaści wpasowali go w legendę o śmierci McCartneya. Prostsze wyjaśnienie jest takie, że to alter ego Ringo Starra, który, zgodnie z zapowiedzią w „Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band”, śpiewa za chwilę „With a Little Help from My Friends”. Piosenka „ukradziona” potem przez Cockera poczeka jeszcze na tłumaczenie, a dziś „Klub Sierżanta Pieprza Pustych Serc” (ja wiem, że to niedokładny przekład, ale z któregoś wyrazu trzeba było zrezygnować):

Lat dwadzieścia temu, to jak dzień
Sierżant uczył zespół jak gra się
Mogli modnie lub niemodnie grać
Ale zawsze uśmiech zdobił twarz
Więc pozwólcie, że przedstawię już
Tę grupę, co wciąż znana jest
Klub Sierżanta Pieprza Pustych Serc

Tu Klub Sierżanta Pieprza Pustych Serc
Niech wam spodoba się nasz show
Klub Sierżanta Pieprza Pustych Serc
Siadajcie, zaczynamy to

Klub Sierżanta Pieprza
Klub Sierżanta Pieprza
Klub Sierżanta Pieprza
Pustych Serc

Wspaniale jest być tutaj
Czuć tych emocji dreszcz
Jesteście tak cudowni, ludzie
Chcemy was do domu zabrać
Chcemy was wciąż mieć

I nie chcemy, by się skończył show
Ale powinniście wiedzieć to
Że jest śpiewak, który pieśń ma swą
I chce byście z nim śpiewali ją
Więc pozwólcie, że przedstawię już
Jedyny taki Billy Shears
I Klub Sierżanta Pieprza Pustych Serc
Olsztyn, 17.01.2015



Fanów Beatlesów jest mnóstwo. Wśród nich oczywiście Hendrix, który wykonał swoją wersję na koncercie już trzy dni po premierze płyty...

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

sobota, 10 stycznia 2015

Czuwaj!

Tę piosenkę mógłby w zasadzie napisać Jacek Kaczmarski, który stworzył kilka utworów inspirowanych malarstwem holenderskim (ale wtedy nie mógłbym jej przetłumaczyć...). Na szczęście King Crimson też ma w dorobku stosowny utwór. Zająłem się nim w ramach przygotowań do majowego urlopu.


„The Night Watch” pierwszy raz usłyszałem jakieś 32 lata temu w audycji Piotra Kaczkowskiego. Nawet sobie nagrałem. Zanotowałem też przetłumaczony przez redaktora tytuł – „Nocne czuwanie”. Nie rozumiejąc angielskiego tekstu, mylnie sądziłem, że chodzi o takie czuwanie we dwoje... Sporo młodzieńczej poezji inspirowanej tym utworem i tym tytułem spłodziłem.
Po latach okazało się, że autor tekstu, czyli Richard Palmer-James, który współpracował z Karmazynowym Królem przy trzech płytach, miał na myśli zupełnie inne czuwanie. Takie, które wyjaśnia pochodzenie harcerskiego pozdrowienia „Czuwaj!”. W każdym szanującym się vademecum zastępowego jest zapisane: „miejscy strażnicy nawoływali się przeciągłym czuuuuwaaaj...”. Richard Palmer-James napisał po prostu piosenkę inspirowaną obrazem „Straż nocna” Rembrandta.


Blask, blask, roboty dobrej blask
To straże są u miasta bram
W najlepszych dni swój czas
Na złoty blask kurz brudny spadł
Minęło trzysta lat
Kapitan zacny oddział ma
Na warcie dzielnie trwa

Artysta znał ich twarze cne
I przyjaciółek mężów trzech
Ich wierzycieli, radnych też
Co w zbrojach jasnych, znawców ceł
Tych kilka ważnych gildii chwil
W dostojnych pozach przeszłych dni
Ojcowie miasta czwarty wiek
Na płótnie, które zżera czerń

Butelka wina, zapach farb
I wszystkie twarze ku mnie ich
Jest garłacz, halabardy stal
I holenderski dumny szyk
Kolejno wchodzą raz i dwa
Obrońcy swoich życia prawd
Z cegieł dom, gdzie burżuj śni
Gitary lekcje żona ma

Tak wiele cierpień cały wiek
Hiszpańskich wojen było dość
Nadchodzi szansa wyrwać się
Spokój przyjdzie pod nasz dom
Przyszłość znów dla dzieci jest

Tak duma trwa maluczkich tchnień
Mieszczanie jak ze snu
Wciąż żyją wśród malarza scen
O zrozumienie proszą cię
Olsztyn, 5-10.01.2015



Utwór pochodzi z płyty „Starless and Bible Black” wydanej w 1974 roku. Mój ulubiony okres i skład King Crimson (Robert Fripp, John Wetton, Bill Bruford i David Cross). Kilka utworów na tę płytę, m.in. właśnie „The Night Watch” zostało nagranych 23 listopada 1973 roku w czasie koncertu w Amsterdamie w sali Concertgebouw. Sprytna sztuczka polega na tym, że wyciszono potem reakcję publiczności i nagrania brzmią jak ze studia.

***
Wersja z 25.05.2015, już po zobaczeniu na żywo obrazu w Rijksmusem w Amsterdamie:


Kącik okładkowy, czyli miałem taką kasetę:

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

czwartek, 1 stycznia 2015

Plany na Słońcu 2015

Rok 2014 przebił się osikowym kołkiem, pora zaplanować rok 2015. Najpierw jednak kontrola roku 2014. Kompromitująco niski poziom realizacji - zaledwie 40 proc. A powtarzam kandydatom na instruktorów, że cele muszą być R jak realne... Więc usprawiedliwię się jak oni - wprawdzie nie zrealizowałem założonych celów, ale osiągnąłem w 2014 roku inne, też ciekawe.


1. Wrześniowy urlop w Lizbonie.
TAK


Dwa tygodnie w stolicy Portugalii to w sam raz, żeby się tym miastem nie znudzić i żeby wyjechać z chęcią powrotu za kilka lat.


2. Majowy urlop w Warszawie.
NIE
Warszawa musiała ustąpić Wrocławiowi.

3. Może po roku przerwy wrócimy do Doliny Charlotty?
NIE
Znów zrezygnowaliśmy z wyjazdu na ten sympatyczny festiwal, który zaczął zmieniać swój charakter - zamiast ważnych, ale dziś niszowych artystów sprzed lat, ściąga megagwiazdy (Dylan, Santana). A że Dylana i Santanę już widziałem...

4. Rodzinny wypad na Litwę, tym razem do Wilna.
NIE
W tym największy jest ambaras, żeby wszyscy chcieli naraz.

5. Mocno egzotyczna wycieczka tam, gdzie kiedyś Biali wysyłali Czarnych, by walczyli z Żółtymi w obronie ziemi, którą zabrali Czerwonym.
NIE
W tym największy jest ambaras, żeby wszyscy chcieli naraz.

6. Przetłumaczenie co najmniej 50 piosenek.
NIE
No i nie wyrobiłem się. Skończyło się na 44 utworach.

7. Dopisanie 400 zwrotek do już napisanych 200. Kontynuacja cyklu Horacje Peregrynacje, co najmniej pięć części.
NIE
Nowych zwrotek (całość ma być gotowa na wiosnę przyszłego roku) ledwie kilkadziesiąt. A cykl Horacje Peregrynacje wzbogacił się ledwie o jeden utwór.


8. Wyjazd na wielki koncert.
TAK
Najpierw napisałem NIE, ale jednak przecież byłem na świetnym festiwalu we Wrocławiu, gdzie zagrali dla mnie m.in. Eric Burdon (i to pod szyldem The Animals), Uriah Heep, Leszek Cichoński, Luxtorpeda, Chris Jagger, Wojciech Pilichowski, Coma, Waglewscy, Podsiadło. No i pobiłem rekord Guinnessa.


9. Uroczyste obchody rocznicy 11 września 2004.
TAK
Oczywiście. Z okazji 10-lecia udanego pożycia małżeńskiego życie straciło kilkanaście krewetek z Algarve, kilkadziesiąt wąsonogów, jeden gigantyczny krab i na deser jedna świnia.


10. Koncerty Olsztyńskiego Lata Artystycznego.
TAK
To łatwa w realizacji pozycja. Wystarczy nie przegapić biletów (bo są tanie i szybko się rozchodzą).

Był w stanie


A tu nagle Wagle


Ciągle nas wołają


Sytuacja taka - podglądam Dyjaka


Trąbodzwonnik nie ma żadnych szans


Jazz, rock czy klasyka - wybory Pawlika


Nieuk, co nie zna Koteluk


A co w 2015 roku?

1. Urlop zagraniczny wyjątkowo w maju. Po siedmiu latach wracamy do Holandii, tym razem zadepczemy Amsterdam.

2. Skoro majówka w Holandii, to krajowy urlop we wrześniu. Warszawa, Poznań, Lublin?

3. Wejście na scenę z własną twórczością (nie, śpiewać nie będę).

4. Wysoce prawdopodobne moczenie nóg w Morzu Czerwonym.

5. Ponowna próba dostania się tam, gdzie kiedyś Biali wysyłali Czarnych, by walczyli z Żółtymi w obronie ziemi, którą zabrali Czerwonym.

6. Przetłumaczenie 45 piosenek.

7. Realizacja w 90 proc. projektu, którego ukończenie planuję na wiosnę 2016.

8. Trzy nowe utwory z cyklu Horacje Peregrynacje.

9. Koncert Deep Purple, AC/DC lub Lenny’ego Kravitza (to są nazwiska już znane na przyszły rok). Chyba że nad Wisłą lub Odrą pojawi się The Who...

10. Olsztyńskie Lato Artystyczne (Dzień Niemena, Bez Lipy, Olsztyńskie Noce Bluesowe i na pewno coś jeszcze).