Kończy się mój kolejny rok pod znakiem Pink Floydów. Wrocławski koncert Davida Gilmoura, cztery, a właściwie sześć, koncertów Spare Bricks, kilkanaście tłumaczeń utworów z „The Wall”. Ba, w czasie swoich dwóch tegorocznych występów sięgnąłem po floydowskie kawałki, biorąc nawet przez chwilę do ręki bas.
Jednym z pierwszych tegorocznych koncertów, jaki oglądałem, był w kwietniu łomżyński spektakl Spare Bricks. Ostatni akcent koncertowy w 2016 roku też należał Spare Bricks, tym razem dziś w Gdańsku.
Dobre wieści były już kilka tygodni temu – wszystkie bilety się sprzedały! I to mimo tego, że Gdańsk odwiedzały ostatnio regularnie inne zespoły grające utwory Pink Floyd. Czyli zapotrzebowanie jest i na to zapotrzebowanie Agnieszka, Jacek, Paweł, Tomek i Michał z przyjemnością odpowiadają. I to jak!
Gdański koncert został zaanonsowany na tyle wcześnie, że, po naniesieniu go w swoim kalendarzu, mogłem przygotować się solidnie do wyjazdu, włącznie z przemyśleniem środka transportu. Do Olsztyna Pendolino niestety nie dojeżdża, ale do Iławy, która ma to szczęście być na jednym z głównych kolejowych szlaków, nie jest przecież tak daleko. W moich czasach poborowych krążyły opowieści o chłopakach, którzy pierwszy raz w życiu pociągiem jechali do wojska. Natomiast ja pierwszy raz wyruszyłem dziś Pendolino, właśnie na gdański koncert Spare Bricks.
Nasza prywatna logistyka się sprawdziła i już po około trzech godzinach od wyjścia z domu byliśmy świadkami kończącej się próby w Filharmonii Bałtyckiej. Zespół wspierany przez fachowców od dźwięku i światła jak zawsze pochylał się nad każdym szczegółem.
W związku z tym, że nie byliśmy na gdańskiej starówce dziewięć lat, nie odmówiliśmy sobie przyjemności sprawdzenia, co słychać po drugiej stronie Motławy (filharmonia leży na wyspie Ołowianka). W tym celu skorzystaliśmy z promu o nazwie, a jakże, „Motława”. Przyjemność przepłynięcia kilkudziesięciu metrów kosztuje 1,5 zł.
I już po chwili mogliśmy maszerować ulicą Mariacką, która tak bardzo kojarzy mi się z odcinkiem „Hotel Excelsior” słynnego serialu, że oczami wyobraźni zobaczyłem na niej Hansa Klossa.
Gdańsk, jak cała Polska, przygotowany już na święta.
Uwaga, audycja zawiera lokowanie produktu... Gdzie, jak nie w Hard Rock Cafe, najlepiej czekać na koncert?
Zwłaszcza że oprócz udanych hamburgerów serwują tam naprawdę dobrą muzykę. I to nawet taką a propos...
Uwaga, audycja zawiera lokowanie produktu... Z Hotelu Królewskiego, w którym się zatrzymaliśmy, do Filharmonii Bałtyckiej jest dosłownie kilkanaście metrów. Przyjemne pokoje, nasz z widokiem na Motławę.
Przyjemny jest też wygląd sali koncertowej w filharmonii, powstałej zresztą w wyniku przebudowy dziewiętnastowiecznej elektrowni, o czym pamiętajmy słuchając „Dogs” (jaki to ma związek, fanom Pink Floydów nie trzeba tłumaczyć).
Koncert rozpoczął się z kilkunastominutowym opóźnieniem, bo wprawdzie wszystkie bilety były wyprzedane, ale ciągle sporo miejsc pozostawało pustych. Najwyraźniej na wyspę trudno się dostać, nawet jeśli prowadzą na nią mosty.
„Shine on You Crazy Diamond, Parts I-V”
Lubię ten moment, gdy zaczynają… Gdy przygasają światła, a kojące quasimuzyczne tło przechodzi w dźwiękowy collage, który z kolei przechodzi w pierwsze chwile muzyczne. I wprawdzie wolałem, gdy na początku było „One of These Days”, ale posłucham rady Zdzisława Beksińskiego (właśnie czytam książkę „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej) i nie będę się wpieprzał artystom w ich decyzje :)
„Comfortably Numb”
Scenografia i choreografia tym razem nieco inna (muzycy są otoczeni z trzech stron, ściany nie da się postawić). Paweł nie wyskoczy zza muru ani nie pojawi się nad nim. Ale Najlepszą Solówkę Świata (no, może nie według Brzozowicza) zagra tak samo ciekawie, choć nieco inaczej.
„Rattle That Lock”
Inżynier Mamoń ma swoje teorie, natomiast prawdziwi fani dostają dreszczy nie tylko słuchając starych piosenek, ale przeżywają również nowe. Ja dreszczy nie mam, ale przeżywam :)
„Echoes”
Agnieszka już co najmniej dwa razy zaśpiewała ten utwór po polsku, ale umówmy się, że to na specjalne okazje...
Utwór ilustrują jak zawsze klimatyczne zdjęcia Leszka Paradowskiego.
„Time” # „Breathe” (reprise)
Pierwszy z tych utworów w mojej polskiej wersji Agnieszka również zaszczyciła swoim wykonaniem, choć półoficjalnym, w hotelowym pokoju kilka miesięcy temu.
„The Great Gig in the Sky”
Utwór niby bez słów, ale przecież odbieralibyśmy go zupełnie inaczej, gdy nie te kilka zdań wstępu... Było dla mnie prawdziwym zaszczytem, gdy Agnieszka poprosiła, bym zaproponował jej swoją polską wersję tego wstępu. A dzisiejsze wykonanie? Słuchając Agnieszki umierałem razem z nią. I mam wrażenie, że cała sala...
„Money”
W części granej na 4/4 zespół tak przyspiesza, jakby chciał wydać wszystkie pieniądze przed końcem utworu. A potem przechodząc do części 7/4 tak zwalnia, jakby nagle odkrył, że ma debet na karcie :)
„Wish You Were Here”
Pierwsze spontaniczne brawo tego wieczoru na rozpoczęcie piosenki.
„Dogs”
Męczę się z tłumaczeniem tego tekstu od ponad roku. Może zmiana pracy mi pomoże? A może wręcz przeciwnie...
„Another Brick in the Wall Part II”
Na scenie chór z Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni przygotowany przez Ewę Szwajlik. No i gość specjalny z Gdańska, czyli mały Staś, wnuczek Darka. Debiut zniósł z profesjonalną godnością.
„Hey You”
Jak wiadomo, każdy ma swoje pięć minut sławy. Moje powtarzają się od dwóch lat na każdym koncercie Spare Bricks...
„Run Like Hell”
Wstęp do tego utworu, który napisałem rok temu na ostródzki koncert, wydaje się jakoś niebezpiecznie coraz bardziej aktualny...
„Coming Back to Life”
No dobra, w przyszłym roku to przetłumaczę...
„High Hopes”
To może i to też przetłumaczę? Chociaż najpełniej wyraziłem się chyba we wstępie...
„Brain Damage” # „Eclipse”
Słowa o szaleństwie też budzą określone skojarzenia... No i ten końcowy dreszcz, gdy Jacek obwieszcza, że nie ma ciemnej strony Księżyca...
Końcowy ukłon do zasłużonych frenetycznych oklasków.
„Another Brick in the Wall Part II” (bis)
Bis może być tylko jeden (chociaż przydałoby się jeszcze z pięć...). Ale ktoś podstępnie włączył światło...
Nie unikajmy trudnych tematów... Poczytałem sobie już pokoncertowe recenzje i opinie. Mam co najmniej dwie refleksje na temat tych wynurzeń.
Po pierwsze – jeśli komuś nie podobają się wykonania Spare Bricks, czyli jak rozumiem szaleje za oryginałami, to z pewnością jest takim muzycznym smakoszem, że potrafi składnie i kulturalnie powiedzieć co i dlaczego jest skopane. Niestety, nie idzie to w parze... Odnoszę zresztą wrażenie, że połowa z tych kilku (i na szczęście nielicznych) krytycznych opinii została sformułowana przez osoby, które na koncercie nie były. Cóż, nie zgadzać się z koncepcją istnienia cover bandów to tak, jak gdyby obruszać się, że ktoś dziś gra Chopina czy Bacha. W końcu nikt lepiej od kompozytora nie zagra...
Refleksja druga – coś mi ten dychotomiczny podział opinii przypomina, coś bardzo aktualnego... Cholera, czy wszystko musi mi się kojarzyć z polityką?
Na koniec jeszcze raz dzisiejsi bohaterowie.
Agnieszka „Posągowa” Szpargała.
Jacek „Brodaty” Aumüller.
Paweł „Improwizujący w Granicach Rozsądku” Wrocławski.
Tomasz „Nieomylny w Granicach Rozsądku” Gadzina.
Michał „Skupiony” Słupski.
Dariusz „Kierownik” Naworski.
Chór z Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni przygotowany przez Ewę Szwajlik.
Wierni fani z różnych pojezierzy z całej Polski.
Licznie zgromadzona trójmiejska publiczność, fotografowana przez Leszka Paradowskiego.
No i oczywiście pozostająca jak zawsze w cieniu ekipa od światła i dźwięku.
Dzięki, do zobaczenia wiosną w tych wszystkich miejscach na Warmii i Mazurach, w których chcecie zagrać, ale wstydzicie się powiedzieć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz