wtorek, 3 grudnia 2019

Doha, Dohą, Dosze

Z Dohą jest jak z Bukaresztem. Jak do tej pory byłem tylko na lotnisku w ramach przesiadki. Owszem, w Bukareszcie byłem również w mieście. Dziesięć lat później. Przez dwie minuty. Po przypadkowym zajechaniu nocą za tablicę z napisem „București” szybko się ze stolicy Rumunii wycofaliśmy, podążając dalej od Szosy Transfogaraskiej do Bułgarii.



Wówczas to był rumuński Tarom w drodze do Indii, dziś Qatar Airways w drodze do Tajlandii.


W transferze najważniejsze jest odnalezienie swego samolotu. Jest!


Przesiadka komfortowa, dwie godziny z wąsem, więc można przespacerować się niespiesznie po lotnisku.


Nie wszystko rozumiem z tego, co widzę, ale trudno się skoncentrować o 3 w nocy…


Opuszczamy lotnisko w Dosze (odmieniamy, odmieniamy!) i w samolocie do Bangkoku już nie udajemy, że cokolwiek rozumiemy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz