Byłem kompletnie przygotowany do zobaczenia tego filmu. I wiedziałem, że kompletnie mnie nie rozczaruje. Kompletnie się nie myliłem.
Od razu sobie powiedzmy, że „A Complete Unknown” ma bezobjawową fabułę, ale nie po to poszedłem do kina, by śledzić z wypiekami na twarzy nieprzewidywalne losy bohaterów, które to losy przecież znamy. Czy film mógł odkryć coś nowego w biografii faceta, którego cały świat obserwuje siódmą dekadę? Nie sądzę. Twórcy mogli dać od siebie jakąś interpretację, jakiś punkt widzenia, ale tego raczej nie dostrzegłem. Może przesłoniły mi to te wszystkie kultowe sceny, sytuacje, koncerty, osoby, piosenki, które znam na wyrywki. Może przesłoniły mi ulice Nowego Jorku, które miałem okazję oglądać kilkanaście miesięcy temu. Jak na przykład budynek Sądu Najwyższego, z którego wychodzi Pete Seeger po ogłoszeniu niekorzystnego wyroku.
Albo sceny z Carnegie Hall, gdzie podziwiałem Branforda Marsalisa.
Najlepsze w filmie jest oglądanie niekłamanego podziwu, z jakim Bob Dylan spotyka się od samego początku. Podziw, ale nie zazdrość. Podziwia Woody Guthrie, podziwia Pete Seger (Norton w końcu się zestarzał), podziwia Johnny Cash, podziwia Albert Grossman, podziwia (do czasu) Alan Lomax, podziwia Joan Baez. Może przez parę chwil relacja między Dylanem a Joan Baez otarła się o to, co łączyło Mozarta z Salierim, ale poza wyrzuceniem go z pokoju hotelowego większej krzywdy mu nie zrobiła.
W filmie Beatlesi zaistnieli w dokładnie jednym zdaniu. Szkoda, chętnie obejrzałbym rekonstrukcję pierwszego spotkania na szczycie, do którego doszło w sierpniu 1964 roku w Nowym Jorku. W opowieści o tym, jak Dylan zmienił gitarę akustyczną na elektryczną (że zredukuję przekaz filmu do tej jednej myśli), spotkanie z zespołem, który zrewolucjonizował muzykę przy pomocy Rickenbackerów, mogłoby mieć kluczowe znaczenie.
Nie wszystko jest w filmie dosłowne. Do słynnego koncertu na festiwalu w Newport (25 lipca 1965) zaimportowano cytaty z koncertu w Manchesterze (17 maja 1966). Widziałem perkusję z tego drugiego koncertu w nowojorskim Hard Rock Cafe.
Nie sposób nie być pod wrażeniem, że piosenki wykonują i to na żywo aktorzy! Timothée Chalamet tak śpiewa i gra Dylana, że spokojnie może ruszać w trasę. Monica Barbaro jako Joan Baez i Boyd Holbrook jako Johnny Cash też. I to nie jest żadna wysokobudżetowa wersja „Twoja twarz brzmi znajomo”. To po prostu prawdziwe granie na najwyższym poziomie.
Najwyższy poziom zapewnia też Filip Łobodziński, który przetłumaczył wszystkie teksty. Oficjalna ścieżka dźwiękowa zawiera 23 utwory, z czego pięć to utwory spoza repertuaru Dylana (piszę tak pokrętnie, bo dla odmiany wśród tych pozostałych osiemnastu jeden to cover, jaki Dylan umieścił na swoim debiucie). Sześć z nich przetłumaczyłem już dawno, a siódmą, czyli „It Ain't Me, Babe”, kończyłem dziś, na godzinę przed wyjściem do kina. Filip Łobodziński umieścił na płycie „Niepotrzebna pogodynka, żeby znać kierunek wiatru” zespołu Dylan.pl dziewięć z tych piosenek (a w ogóle jest tam 29 tłumaczeń z Dylana na nasze).
1. Highway 61 Revisited
2. Mr. Tambourine Man
3. I Was Young When I Left Home
4. Girl from the North Country
5. Silver Dagger (Joan Baez)
6. A Hard Rain's a-Gonna Fall
7. Wimoweh (Mbube), czyli The Lion Sleeps Tonight
8. House of the Rising Sun
9. Folsom Prison Blues (Johnny Cash)
10. Don't Think Twice, It's All Right
11. Masters of War
12. Blowin' in the Wind
13. Subterranean Homesick Blues
14. Big River (Johnny Cash)
15. The Times They Are a-Changin'
16. When the Ship Comes In
17. There but for Fortune (Phil Ochs)
18. It Ain't Me, Babe
19. Maggie's Farm
20. It Takes a Lot to Laugh, It Takes a Train to Cry
21. Like a Rolling Stone
22. It's All Over Now, Baby Blue
23. Song to Woody
Tydzień temu oglądałem świetny film z Talking Heads, dziś wbijający w fotel film o Dylanie, a w lutym dokument o Led Zeppelin. Dzieje się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz