piątek, 28 listopada 2025

Poznałem go po zielonym portfelu

Ostatni koncert w Hanoi. Żegna nas ten sam perkusista, którego widzieliśmy na pierwszym wieczorze jazzowym, ale w innym klubie. Deficytu perkusistów nie wiązałbym z panującym tu ustrojem, bo i u nas jeden gość z pałeczkami obskakuje wiele zespołów… Ten w dodatku ma zupełnie niepasujący do ustroju pseudonim Baron.

Wiadomo, że z rozpoznawaniem osób należących do innych ras mamy problem (30 lat temu w olsztyńskiej „Gazecie Wyborczej” pisaliśmy wielokrotnie o metodzie na Wietnamczyka, czyli przekraczaniu granicy polsko-rosyjskiej w Bezledach przez wiele osób na podstawie tego samego paszportu, bo funkcjonariusze po obu stronach granicy nie widzieli różnic między kolejnymi osobami z Azji). W tym przypadku aż tak źle nie było, ale decydujący był zielony portfel, który perkusista wyciągał znienacka z tylnej kieszeni i kładł sobie na werblu, zapewne dla jego wyciszenia.

Jesteśmy w Blake's House of Jazz, czyli u Blake’a. Dziś na scenie widziany przedwczoraj gospodarz (rozpoznał nas, miło!) oraz znany nam już perkusista Baron, pianistka Ngoc Tran, wokalistka Nguyên Hà i basista Quốc Hưng (całość podobno to Friday Quartet).

Dzisiejszy koncert zatytułowany jest „Under the Star Over the Moon”. Blake sobie w końcu poważnie pośpiewał (na poprzednim koncercie głównie recytował angielskojęzyczną poezję). Rozanielił nas swoją interpretacją „House of the Rising Sun”:


I świetnie zaistniał w ducie z Nguyên Hà w „Que Sera, Sera (Whatever Will Be, Will Be)”, czyli piosence z filmu Alfreda Hitchcocka, którą oryginalnie znamy z wykonania Doris Day:


Cała pierwsza część wyglądała tak (drugą odpuściliśmy, bo zbieraliśmy już siły na lot przez ćwierć świata):
- „Perhaps, Perhaps, Perhaps” (czyli „Quizás, Quizás, Quizás”) – piosenka, którą napisał Osvaldo Farrés (w oryginale po hiszpańsku, tutaj mamy angielski tekst Joe Davisa),
- „Que Sera, Sera (Whatever Will Be, Will Be)”,
- „Speak Softly Love” (temat miłosny z „Ojca chrzestnego”, muzyka Nino Rota, słowa Larry Kusik),
- „House of the Rising Sun”,
- „L.O.V.E” (Nat King Cole) (to słyszeliśmy też dwa dni temu, najwyraźniej numer popisowy Blake'a)

czwartek, 27 listopada 2025

Ważne, że Nevermind

Po trzech dniach wróciliśmy do klubu Purple Blues, gdzieś na obrzeżach Starej Dzielnicy w Hanoi. Na scenie dwa razy więcej muzyków, trzy razy więcej hałasu, cztery razy mocniejsze drinki, pięć razy bardziej pobudzona publiczność. Na scenie tym razem Nevermind Band.

W odsłonie z męskim wokalem:

…i z wokalem żeńskim.

Przypomniały mi się noce na Khaosan Road w Bangkoku. Jak widać w tej części Azji gra się to samo...

Radiohead – „Creep”


White Stripes – „Seven Nation Army”


Michael Jackson – „Billie Jean”


The Cranberries – „Zombie”


David Guetta i Sia – „Titanium”


Nirvana – „Smells Like Teen Spirit” (nazwa zespołu zobowiązuje)


Skrót:


- Queen – „I Want To Break Free”,
- chyba coś Oasis,
- Scorpions – „Rock You Like a Hurricane” (wprawdzie to nie z tej płyty, ale przypomniał mi się obóz w 1982 roku, gdy z radiowęzła leciał cały czas „Blackout”),
- Radiohead – „Creep”.

Zmiana przy mikrofonie i lecimy dalej:
- Bon Jovi – „Livin’ on a Prayer”,
- White Stripes – „Seven Nation Army”,
- Michael Jackson – „Billie Jean”,
- Police – „Every Breath You Take”,
- The Cranberries – „Zombie”,
- David Guetta i Sia – „Titanium” .

Wraca męski wokal:
- Oasis – „Wonderwall”,
- Guns N’ Roses – „Sweet Child O’ Mine”,
- Linkin Park – „In the End” - na zamówienie gościa (nie znam stawek), po wyglądzie sądząc chyba z północnej Afryki, który dołączył do wykonania, co oczywiście zarejestrowała jego dziewczyna,
- Nirvana – „Smells Like Teen Spirit”,
- AC/DC – „Highway to Hell”.

A my wychodzimy przed północą (powiedzmy, że z powodu dymu papierosowego).

środa, 26 listopada 2025

Wietnamczyk robi empik

Być w Hanoi i nie posłuchać Wietnamczyka recytującego fragmenty „Pieśni miłosnej J. Alfreda Prufrocka” T.S. Eliota, to jak pojechać do Paryża i nie przejść przez Tower Bridge.



Blake's House of Jazz przy ulicy Nguyễn Hữu Huân to klimatyczna i na swój sposób luksusowa (grają jazz, a nie sprzedają piwa, tylko drogie – jak na Wietnam – alkohole) miejscówka w Hanoi. Szefuje tu pan Blake, który albo ukończył jakąś filologię angielską, albo wychował się w Londynie lub w dużo bliższym Sydney. Po pierwsze mówi po angielsku najlepiej ze wszystkich Wietnamczyków, jakich dane mi było usłyszeć, a po drugie zaprosił dziś na wieczór poezji angielskiej, którą osobiście recytował.

Wieczorek, niemalże wieczornica, miał tytuł „World of Dream”. W programie fragmenty:
- Wiliam Shakespeare („Sonet 43”),
- Mary Oliver („Dream Work”),
- Emily Dickinson,
- Lang Leav („Memories”)
- William Butler Yeats („He Wishes for the Cloths of Heaven”),
- Pablo Neruda („Sonnet XVII”),
- Walt Whitman („Song of Myself”),
- Ocean Vuong („Night Sky with Exit Wounds”),
- T. S. Eliot („The Love Song of J. Alfred Prufrock”),
- Maya Angelou („Still I Rise”),
- David Whyte („Everything is Waiting for You”),
- Walt Whitman („Song of Myself”) – ponownie na finał.

A muzycznie? Jazz i bossa nova, czyli pianino, bas, perkusja, a czasami nawet saksofon:


Czyli:
- „On the Sunny Side of the Street” – piosenka z 1930 r. (pierwsze nagranie Ted Lewis), muzyka Jimmy McHugh, słowa Dorothy Fields „Alice in Wonderland” – temat przewodni z filmu animowanego Walta Disneya z 1951 r (wykonały ją chóry The Jud Conlon Chorus i The Mellomen), muzyka Sammy Fain, słowa Bob Hilliard,
- „Skylark” – standard jazzowy z 1941 r., muzyka Hoagy Carmichael, słowa Johnny Mercer,
- „Dream a Little Dream of Me” – utwór z 1930 r. (pierwsze nagranie Ozzie Nelson i jego orkiestra), muzyka Fabian Andre i Wilbur Schwandt, słowa Gus Kahn,
- „Misty” – standard jazzowy z 1954 r., który skomponował i nagrał Erroll Garner, natomiast w 1959 r. Johnny Mathis nagrał wersję ze słowami, które napisał Johnny Burke,
- „Someday My Prince Will Come” – utwór z 1937 r., który w filmie animowanym Walta Disneya „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” wykonała Adriana Caselotti, muzyka Frank Churchill, słowa Larry Morey,
- „Wave” – standard jazzowy z 1967 r., muzyka Antônio Carlos Jobim,
- „Corcovado” (znany też pod angielskim tytułem „Quiet Nights of Quiet Stars”) – utwór z 1960 r., który skomponował Antônio Carlos Jobim, a wykonał po portugalsku João Gilberto (w 1963 r. z angielskimi słowami, które napisał Gene Lees, nagrał tę piosenkę Tony Bennett, ale najważniejsza jest oczywiście wersja Astrud Gilberto z 1964 r., w której przygrywał Stan Getz),
- „Manhã de Carnaval” – utwór, który znalazł się w 1959 r. w filmie „Orfeu Negro”, czyli „Czarny Orfeusz”, muzyka Luiz Bonfá, słowa Antônio Maria,
- „At Once, Always” – to chyba skomponował Lars Jansson,
- „The Rainbow Connection” – a to chyba piosenka z filmu „Wielka wyprawa muppetów”, którą napisali Paul Williams i Kenneth Ascher,
- „L.O.V.E.” – piosenka z 1965 r., którą napisali Bert Kaempfert i Milt Gabler, a nagrał Nat King Cole.

Tylko w tym ostatnim utworze usłyszeliśmy śpiew. Okazało się, że Blake ma głos równie stylowy, jak angielski akcent. Jeszcze tu wrócimy...

poniedziałek, 24 listopada 2025

Trzech Takich Typów

Różne rzeczy widziałem na koncertach, ale w Hanoi pierwszy raz byłem świadkiem występu zespołu rotacyjnego.


Pomysł na zespół TTT Band jest o tyle prosty, co wymagający – każdy członek grupy potrafi zagrać na gitarze, na basie i na perkusji oraz zaśpiewać, co pozwala zamieniać się miejscami po kolejnym utworze. Ile wariantów grupy można stworzyć? Kiedyś Woody Allen zmusił mnie do liczenia kombinacji bez powtórzeń, tu jest dużo prościej – mamy do czynienia z permutacją zbioru n-elementowego, czyli liczymy, ile jest dowolnych n-wyrazowych ciągów utworzonych ze wszystkich elementów tego zbioru. Po prostu n!, czyli w tym przypadku silnia liczby 3. A zatem sześć.
W poniższym skrócie można zobaczyć:
- pięć z sześciu wariantów standardowych
- dwa warianty poboczne (dwa razy jednego z członków zastąpił „obcy” perkusista, a w jednym przypadku zespół grał przez chwilę jako duet, bo jeden z chłopaków gdzieś się zawieruszył).
Jesteśmy w Hanoi, ale w składzie tylko jeden z panów T (od skrótów ich imion pochodzi nazwa zespołu) jest z wyglądu Wietnamczykiem. Co do dwóch pozostałych, obstawiałbym, że są na baaardzo długich wakacjach z odległej o kilka godzin lotu Australii.


Już z tego skrótu widać, że grają bardzo eklektycznie, np. Manu Chao „Bongo Bong”, Bob Marley „Waiting in Vain”, Daft Punk „Get Lucky”, The Temptations „My Girl”, Jet „Are You Gonna Be My Girl” (mówiłem, że Australia!, ale „śpiewał” Wietnamczyk), a nawet własny kawałek o końcu relacji…

A poza tym:

„What's Up?” (4 Non Blondes)
Lubię, gdy przypadkiem trafiam na jakimś koncercie na niedawno przetłumaczony utwór.


„Weight” (The Band)
Nie spodziewałem się takiej piosenki!


„Can't Take My Eyes Off You” (Frankie Valli)
Ta piosenka za pośrednictwem filmu „Łowca jeleni” kojarzy się z Wietnamem, więc proszę bardzo!

Od zmierzchu do świtu na statku

Po wizycie w zatoce Hạ Long pojawia się pytanie „Czy może być jeszcze piękniej?”. Trudno będzie…


Podróż z Hanoi nad Morze Południowochińskie (pardon, jedynie słuszna nazwa zatwierdzona przez tutejszą partię, to Morze Wschodnie) luksusowym pojazdem zaczęliśmy od pokonania Czerwonej Rzeki mostem Chương Dươn.


Nie Czerwona Rzeka będzie jednak nam towarzyszyć u wybrzeża (bo tę okolicę zwiedzaliśmy kilka dni temu w czasie wizyty w Ninh Bình), a raczej jej odnoga Bạch Đằng, uchodząca do morza niedaleko zatoki, do której zmierzaliśmy całkiem przyjemnymi drogami.

Cała trasa zajęła ponad 2 godziny, a byłaby jeszcze krótsza, gdybyśmy kilkanaście kilometrów przed portem nie zatrzymali się na obowiązkowy postój z równie obowiązkowym przejściem przez strefę sklepów z perłami, którą przebrnęliśmy chyżo, spoglądając na ceny zaczynające się od kilkuset dolarów za ziarenko piasku otoczonego tkanką organiczną (przy czym żona mniej chyżo…).


Zaraz za perłowym sklepem była grobla (zupełnie niczym wjazd do Wenecji), która zawiodła nas na wyspę Tuần Châu, gdzie znajdują się liczne porty, mariny i wszelkie inne urządzania wejście-wyjście turystyki zatokowej. W portowej kanciapie spędziliśmy, nie wiedzieć po co, prawie dwie godziny, obserwując jak kolejne osoby są zabierane w morze.

Doczekaliśmy się i my. Z niejasnych przyczyn (może z powodu tego długiego oczekiwania) zabrała nas jakaś szalona motorówka. Po wariackim kilkunastominutowym rajdzie doścignęliśmy i prześcignęliśmy tych, którzy popłynęli w stronę statku „Velar” zwykłymi kutrami. Pływają tak, jak jeżdżą (a jeżdżą z pogardą dla przepisów i śmierci), więc w małżeńskim podsumowaniu stwierdziłem potem krótko: „debil”.


Pirat zatokowy poszedł szybko w zapomnienie, bo generalnie odebrało nam mowę. Byłoby idealnie, gdyby nie napierdzielające czasami brutalne disco (na przemian z romantycznym plumkaniem Claydermana) i przepływające obok pierdzące łódeczki, dlatego poprawiłem rzeczywistość, udźwiękawiając film własną produkcją muzyczną zastępczą.


Jeśli chodzi o pierdzące jednostki, to była to pani handlująca alkoholem. Duch przedsiębiorczości w czystej postaci (no, nie takiej czystej – silnik, zapewne dwusuw, nie tylko burzył spokój zatoki, ale i stosownie śmierdział).

W cenie rejsu była wycieczka kajakowa po grotach, ale to mieliśmy za sobą w czasie niedawnej wizyty w zespole krajobrazowym Tràng An. My woleliśmy upajać się widokami z górnego pokładu…

… lub nurzać się na dolnym pokładzie w basenie udającym infinity pool.

W oficjalnym punkcie programu było oglądanie zachodu słońca z górnego pokładu. Otrzymana na wstępie kserówka informowała, że to będzie o 17:45. Nie zapomniałem jednak, że jesteśmy w państwie realnego socjalizmu, więc na wszelki wypadek stawiliśmy się o 17:00. I słusznie, bo kartka była zapewne sprzed miesiąca, a jeśli chodzi o efektowny zachód słońca, to o 17:30 było już po wszystkim. Wolałem nie patrzeć na miny tych, którzy wkroczyli na pokład zgodnie z harmonogramem…

Kolejna atrakcja – lekcja gotowania, więc tutejszy pan Zdzich pokazał nam, jak zawija się nem rán, czyli to, co w Polsce nazywamy sajgonkami. Koniec lekcji, można się rozejść.


Pogotowali, to teraz uroczysta kolacja (niestety, kapitan nie wyszedł). Przesadzili z liczbą potraw, a na koniec nie wyrobili się z czasem, więc ostatnie trzy pozycje serwowali już nie patrząc, czy zjedliśmy poprzednią. Tak, to wszystko było do pożarcia. Odpadliśmy w okolicy okonia morskiego.

Na szczęście krewetki mantis były dość wcześniej.

Na koniec dnia pojawiło się jeszcze karaoke, ale na sąsiednim statku było zdecydowanie głośniejsze. Niestety, w pobliżu nie było już obwoźnej meliny, bo może byśmy skorzystali z podwózki.


Zresztą trzeba było iść do kajuty, by nie zaspać na wschód słońca.


Od strony tego wschodzącego słońca nadpłynął statek „Indochiny”. Dopadła mnie taka refleksja – czemu Wietnamczykom nie przeszkadza ta nazwa (skoro prężąc muskuły przed Chinami każą mówić, że leżą nad Morzem Wschodnim a nie Morzem Południowochińskim)? Indochiny to przecież kolonialna nazwa, nadana przez Francuzów. To zupełnie tak, jakby po naszym olsztyńskim jeziorze Ukiel pływała jednostka „Prusy Wschodnie” (czy, Gott bewahre!, „Ostpreußen”). Albo to partii nie przeszkadza, albo mają to gdzieś, albo czegoś nie rozumiem.

Z tak rozdziawioną gębą musiałem się pakować, bo już szykowali się na kolejnych gości. To jest fabryka…

Ostatnie spojrzenie na statek i żegnającą nas czule załogę…

… i wracamy do portu równie malowniczą drogą, tym razem wolno, niczym emeryci, popierdującym kuterkiem.

Aneks - dwa dni później w Narodowym Muzeum Sztuk Pięknych Wietnamu wpadliśmy na obraz zatytułowany „Vịnh Hạ Long”, czyli po prostu „Zatoka Hạ Long”, który w 1955 roku namalował Nguyễn Văn Bình. Co artysta chciał nam powiedzieć tą czerwienią?

sobota, 22 listopada 2025

Opera bez słów

Wiele się w ten weekend w Hanoi działo w przestrzeni publicznej. Przy ul. Lê Thái Tổ wpadliśmy na występ pań z Opery Hanoi.


Ale nie śpiewały…


Przyglądałem się repertuarowi Opery Hanoi, ale nic nie było (albo nic dla nas) w czasie naszego pobytu w mieście. Budynek widzieliśmy dwa razy – raz moknąc pod nim w nocy w oczekiwaniu na taksówkę, po koncercie jazzowym w pobliskim klubie, a ponownie przejazdem w drodze do jakiegoś muzeum.

piątek, 21 listopada 2025

Cała Azja tańczy w Hanoi

Nie do końca wiem, co to była za impreza i o co w niej w ogóle chodziło. Ale skoro była poważna konferansjerka, musiało to być coś poważnego... 


Od kilku dni obserwowaliśmy, jak na pobliskiej ulicy Đinh Tiên Hoàng nad jeziorem Hoàn Kiếm (Zwróconego Miecza) powstaje scena. Zastanawialiśmy się - czy to będzie koncert, czy wiec partyjny? Nie trafiliśmy. Impreza okazała się festiwalem krajów Azji (pełnej nazwy nie zanotowałem).

O co w niej chodziło, trudno powiedzieć. Na scenie przewijali się przedstawiciele krajów Azji, występujący przeważnie w układach tanecznych. Poziom raczej amatorski, godny szkolnej akademii. I jeszcze oceniało to jakieś jury.

Zarejestrowałem występ przedstawicieli Laosu, Mongolii oraz Indii. Słoń, jaki jest, każdy widzi…


Największe wrażenie i tak zrobiła na nas pewna fanka.


Antologia antologii

Wszystko można powiedzieć o wydanej dziś „Anthology 4”, ale nie to, że pokazuje nam dużo nowego. Owszem, coś jest, ale nie jest to tak przełomowe otwarcie archiwów, jak trzydzieści lat temu.

Zaledwie jednej trzeciej materiału nie słyszeliśmy wcześniej oficjalnie. Na 36 utworów, trzynaście to nieznane wersje. Szału nie ma. Byłby, gdy dali jakiegoś Świętego Graala Beatlesów. Wszyscy od lat wołają o „Carnival of Light” lub półgodzinną wersję „Helter Skelter”. Jak twierdzą wtajemniczeni, nie ma o co się bić...

1. I Saw Her Standing There
Dziwnie się słucha drugiego podejścia ze świadomością, że na debiutanckiej płycie umieszczono idealne podejście pierwsze (owszem, z odliczaniem Paula do podejścia dziewiątego). Wersja nic niewnosząca. Chyba, że słuchając drugiego, mniej udanego podejścia, będziemy podziwiać gotowość zespołu od pierwszego podejścia, ale to efekt tysięcy godzin koncertowego doświadczenia.


2. Money (That's What I Want)
To jest po prostu surowy miks tego samego nagrania, które znamy z oficjalnej dyskografii.


3. This Boy
Przy podejściach 12 i 13, które tu słyszymy, utwór jest już w zasadzie gotowy. Pozostaje tylko nie sypnąć się i zarejestrować poprawną wersję. Możemy rozkoszować się sympatyczną i luźną atmosferą w studiu 17 października 1963 roku. Beatlesi już wiedzą, że są wielcy, a George Martin już wie, że Beatlesi wiedzą.

4. Tell Me Why
Podejścia czwarte i piąte. Jakże cudownie się rozgrzewają!


5. If I Fell
Podejście jedenaste. Prawie doskonałe. No, z lekką sypką. I ciekawy akord na końcu.


6. Matchbox
Podejście pierwsze. Fajny, wyluzowany Ringo.

7. Every Little Thing
Podejścia szóste i siódme. Zupełnie jak gdyby siedzieli metr ode mnie...


8. I Need You
Podejście pierwsze. Szorska pierwotna wersja jeszcze mocniej pokazuje genialność tej kompozycji. I kompozytora...


9. I've Just Seen a Face
Podejście trzecie. Wersja surowa niczym ze stodoły w Kentucky czy innym Ohio, w nieco szybszym tempie niż w oficjalnej wersji.


10. In My Life
Podejście pierwsze. Piosenka doskonała od pierwszego razu. Nawet bez „klawesynu” George'a Martina.


11. Nowhere Man
Pierwsza wersja, podejście drugie. Zaczyna się ciekawie, mocno alternatywnie w stosunku do oryginału, a potem... mamy piękną wersję karaoke. Chyba skorzystam!


12. Got to Get You into My Life
Tę wersję (miks mono) znamy już od kilku lat. Nadal urzeka, nadal się słucha jak zupełnie nowego utworu – głos Paula jest bardziej naturalny (niezdublowany), brak dęciaków, wybita za to do przodu sfuzowana gitara (bas?), tak okrutnie ukryta w oficjalnej wersji.


13. Love You To
W podejściu siódmym wybija się czasem drugi głos, który podrzuca Paul. Brzmi ciekawie, ale wyciąga to pieśń z metafizycznego sacrum, w jakim zanurzył ją Harrison.


14. Strawberry Fields Forever
Mamy tu całe podejście 26, czyli materiał, z którego Martin w znacznej mierze ulepił końcową wersję (plus z siódmej, która, jak wiadomo, była w innym tempie i innej tonacji, ale co to Lennona obchodziło…).


15. She's Leaving Home
W tej piosence udział wzięli tylko Lennon i McCartney, w dodatku tylko wokalnie. Część instrumentalną załatwiła orkiestra smyczkowa i to właśnie jest to pierwsze podejście instrumentalne.


16. Baby, You're a Rich Man
Podejścia jedenaste i dwunaste. Na początku intrygująca rozgrzewka, w części zasadniczej przerysowany wokal Johna, a w końcówce się rozimprowizowali. Na bogato!


17. All You Need Is Love
Próba przed transmitowanym satelitarnie na cały świat (no, nie do Polski) występem w BBC. Podkład orkiestrowy oczywiście ten sam (bo był z taśmy), ale improwizowane wstawki Johna pod koniec totalnie inne.


18. The Fool on the Hill
Podejście piąte – instrumentalne. Niesamowite, ale dla mnie to brzmi jak... cover! I to momentami jazzowy.


19. I Am the Walrus
Podejście nr 19 – instrumenty smyczkowe, dęte blaszane, klarnet. W tej wersji bez wokalu utwór spokojnie nadaje się na Warszawską Jesień. A brzmi jak gdyby obok przechodził Frank Zappa z tragarzami.


20. Hey Bulldog
Podejście czwarte – instrumentalne. Nie wiem, kto tutaj przechodził obok z tragarzami, ale nieźle łoją.


21. Good Night
Podejście dziesiąte z gitarą z podejścia piątego. Wersja na bogato – dużo gitary i śpiewają w harmonii wszyscy Beatlesi. Przy płytowej wersji z samym Ringo zasypia się łatwiej.

22. While My Guitar Gently Weeps
Trzecia wersja, podejście 27 – cokolwiek to znaczy. Ta piosenka w każdej wersji rozpłaszcza mnie na podłodze (tej samej, na którą pada wzrok George’a, że podeprę się tekstem).


23. (You're So Square) Baby I Don't Care
Na rozgrzewkę, dla zabawy, w chwilach niemocy twórczej – Beatlesi w studiu zawsze sięgali po stary, sprawdzony repertuar. Ta piosenka Elvisa, zagrana w czasie prac nad „Białym Albumem”, brzmi zupełnie jak Paul ponad 30 lat później w The Cavern Club, gdzie wystąpił z Davidem Gilmourem i Ianem Paicem (precyzyjnie mówiąc Paul w 1999 roku zabrzmiał jak Paul w 1968 roku).

24. Helter Skelter
Podejście nr 17 jest OK, ale wszyscy czekamy na podejście trzecie, które podobno trwa 27 minut i 11 sekund. I nie obchodzi nas, że pewnie nie dzieje się tam nic innego, niż we wszystkich znanych wersjach. Dawać!


25. I Will
Podejście 29, nieco wolniejsze od wersji oficjalnej.

26. Can You Take Me Back?
Podejście pierwsze i jedyne. To jeden z miliona pomysłów muzycznych Paula, który mógł zaowocować genialną piosenką, ale musiał ustąpić miejsca pomysłowi numer 1 000 001. W zasadzie to przetłumaczyłem to już wcześniej:


27. Julia
Dwa podejścia próbne. Po pierwsze brzmią niemalże jak wersja płytowa, po drugie słyszę daleką zapowiedź klimatów z „Double Fantasy”.

28. Get Back
Wersji „Get Back” zespół nagrał pierdyliard, w tym po niemiecku (jak usłyszycie gdzieś „Geh Raus”, to znaczy, że jestem w pobliżu i dzwoni moja komórka). Mam ich połowę. Podejście ósme niczym się nie wyróżnia.


29. Octopus's Garden
To zdarzyło się 26 stycznia 1969 roku. To jest ten fragment, który otwiera trzecią część dokumentalnego filmu „Get Back” Petera Jacksona – Ringo gra na fortepianie kilka taktów swojej nowej piosenki, George go wspiera w rozwoju harmonii (dopytując się, czy ma więcej słów), drugi George (Martin) włącza się drugim głosem, po chwili wchodzi John, cały na biało, i (tego już w tej wersji nie słyszymy) widząc, że perkusista siedzi przy klawiszach, sam zasiada za bębnami. Jeszcze chwilę potem wchodzi Paul i show kradnie Heather. A dzielny Mal Evans spisuje słowa nowej piosenki, bo coś po drodze się wymyśliło.


30. Don't Let Me Down
A to zdarzyło się 30 stycznia 1969 roku. Na dachu. To pierwsze z dwóch podejść do tego utworu. Różnice są symboliczne.


31. You Never Give Me Your Money
Podejście 36, czyli jak widać w obliczu (spodziewanego? nieuniknionego?) upadku zespołu można ćwiczyć do upadłego. Paul swobodnie na wokalu, czyjaś, chyba Johna, gitara na mocnym fuzzie, na końcu szaleje Ringo. Jak oni to robili, że na każdej płycie osiągali inne brzmienie?


32. Here Comes the Sun
W podejściu dziewiątym brakuje oczywiście tej lekkości wersji końcowej, ale chciałbym kiedykolwiek zabrzmieć tak nielekko…


33. Something
W podejściu 39 zarejestrowano tylko instrumenty smyczkowe, zaaranżowane przez Martina. W końcowej wersji je słychać, ale nie na tak masową skalę.

34. Free as a Bird
Miks z 2025 roku. Sztuczna inteligencja, póki co, w służbie ludzkości. Czyli Lennon brzmi nie jak nagrany w domowych pieleszach w Dakocie, a jak zarejestrowany w studiu przy Abbey Road.


35. Real Love
Miks z 2025. Emocje związane z nową wersją (chodzi głównie o poprawiony wokal Johna) rozpalone niczym po wywaleniu Pete'a Besta z zespołu. Mam nadzieję, że tym razem nikt nikomu oka nie podbije...

36. Now and Then
Jestem gotowy z tłumaczeniem od pierwszego dnia.

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

czwartek, 20 listopada 2025

Antologia początku

W połowie lat 90. wszystkie oficjalne płyty The Beatles znałem już na wyrywki. Na nowe utwory od grudnia 1980 roku nie można było liczyć, powstawało więc pytanie „jak żyć?”.

Aż tu nagle Apple wydało serię „Anthology”... Przez cały świat przetoczyła się kolejna fala beatlemanii! Jak piszę „przez cały”, to nie rzucam słów na wiatr – gdy we wrześniu 1997 roku siedziałem w jakimś barze w Katmandu, podczas całego posiłku towarzyszyły nam nagrania The Beatles w nieoczywistych wersjach. Dla pewności poprosiłem nepalskiego kelnera, by pokazał okładkę. To była oczywiście kaseta z „Anthology 1”.


Ślicznie udało się nie pokazać, że przed Ringo Starrem był Pete Best…

Z okazji 30-lecia wydania „Anthology 1” przeglądam jej zawartość. Każda część „Antologii” czymś urzeka. Jeśli chodzi o „jedynkę”, to ma najwięcej utworów (a nie tylko wersji), których wcześniej nie znaliśmy lub były trudno dostępne.

1. Free as a Bird
Czy myślałem wtedy, że 28 lat później stanę pod Dakotą, gdzie John Lennon około 1977 roku nagrywał swoje demo? Albo że nagram swoją wersję i to po polsku?


2. We were four guys... that's all
Lennon udzielający wywiadu Jannowi Wennerowi z „Rolling Stone” dokładnie 10 lat przed dniem swej śmierci. Tego nie wymyślisz…

3. That'll Be the Day
Wiedziałem, że Lennon był zafascynowany Buddym Hollym. Gdy The Quarrymen nagrywali tę piosenkę 12 lipca 1958 roku w usługowym studiu pana Phillipsa (świetne nazwisko dla tej branży, ale zbieżność przypadkowa), Buddy jeszcze żył.

4. In Spite of All the Danger
Druga piosenka nagrana w Phillips' Sound Recording Services. Paradoks jest taki, że zespół był Lennona, ale pierwszą zarejestrowaną autorską piosenkę grupy napisali McCartney i Harrison. Aha, już 23 lata po poznaniu tego utworu usłyszałem go na koncercie.


5. Sometimes I'd borrow... those still exist
Fragment wywiadu, jakiego 3 listopada 1994 r. Paul McCartney udzielił Markowi Lewisohnowi (to znany beatlesolog, ale nie mam chyba żadnej jego książki).

6. Hallelujah, I Love Her So
Słuchając tego domowego nagrania z 1960 roku utworu Raya Charlesa w wykonaniu przyszłych The Beatles, wywodzę taką myśl geopolityczno-muzyczną, że gdyby nie Stalin i gdyby nie osadzony nad Wisłą przez jego przydupasów wiodący ustrój, dzięki któremu najbardziej zaawansowanym sprzętem domowym była pralka Frania, to może mielibyśmy takie fajne nagrania z młodości Niemena lub Nalepy.

7. You'll Be Mine
Wychodzi na to, że to najstarszy zarejestrowany autorski utwór spółki Lennon/McCartney, również w 1960 roku na chacie u McCartneya. Ciekawe czyj był magnetofon?

8. Cayenne
I trzecie nagranie dokonane przy ul. Forthlin 20 w Liverpoolu. Przypomina mi to moje nagrania na Grundig i radziecką gitarę z gryfem przykręcanym śrubą, ale ja to robiłem trzydzieści lat później.

9. First of all... it didn't do a thing here
27 października 1962 roku Beatlesi udzielili pierwszego wywiadu radiowego! Jednym z radiowców był 16-letni Malcolm Threadgill, który zapytał o niemieckie nagrania płytowe zespołu. Paul miał okazję wspomnieć przygodę z Tonym Sheridanem.

10. My Bonnie
Niewielu jest ludzi, którzy mogli powiedzieć, że akompaniowali im Beatlesi. Do tych szczęściarzy należał Tony Sheridan, ale swoje szczęście zrozumiał dopiero jakieś dwa lata po dokonanym w 1961 roku w Hamburgu nagraniu.

11. Ain't She Sweet
Ta sama hamburska sesja dała nam świetną wersję przedwojennego (to nawet dla ówczesnych Beatlesów było dawno) przeboju.


12. Cry for a Shadow
I trzecie nagranie z czerwca 1961 roku z Hamburga, instrumentalna kompozycja, tym razem Lennona i Harrisona. Jak widać, na początku spółka Lennon/MCartney nie była jeszcze oczywistością.

13. Brian was a beautiful guy... he presented us well
Lennon wspomina Briana Epsteina w wywiadzie dla Davida Wigga z BBC Radio One w październiku 1971 roku…

14. I secured them... a Beatle drink even then
Brian Epstein czyta 13 października 1964 roku fragment swojej autobiografii „A Cellarful of Noise” - o tym, jak to było z sesją demo dla wytwórni Decca (swoją drogą beatlemania miała ledwie kilkanaście miesięcy, a menedżer miał już swoją autobiografię – ssanie rynku musiało być ogromne).

15. Searchin'
No i mamy tę słynną sesję z 1 stycznia 1962 roku (oczywiście nie całą, bo przecież da się to kiedyś jeszcze wydać jako oddzielną płytę – czekamy!). Decca zrobiła błąd wszech czasów i po przesłuchaniu tego demo odrzuciła Beatlesów, bo „zespoły gitarowe już się kończą”…

16. Three Cool Cats
Podziwiamy zdolności interpretacyjne wokalistów!


17. The Sheik of Araby
Kolejny przedwojenny przebój, idealnie zrobiony przez zespół młodzieżowy Johna L.

18. Like Dreamers Do
I dwa utwory własne, pokazujące to, czego Decca nie potrafiła dostrzec – że to nie kolejny zespół gitarowy, a potencjalna fabryka przebojów.

19. Hello Little Girl
Z tego dzieła fabryki Lennon/McCartney skorzystali niedługo The Fourmost oraz Gerry and the Pacemakers.

20. Well, the recording test... by my artists
W kolejnej części swej autobiografii Brian Epstein czyta, że się nie poddał…

21. Bésame mucho
…więc skoro nie Decca, to może EMI? Sesja dla EMI z 6 czerwca 1962.


22. Love Me Do
To po tej sesji dla EMI pojawiła się sugestia ze strony George’a Martina, że Best musi odejść.


23. How Do You Do It
No i 16 sierpnia 1962 roku Epstein wywalił z zespołu Pete’a Besta, a w tym nagraniu z 4 września 1962 roku w studiu jest już Ringo Starr.

24. Please Please Me
Wkraczamy w sferę znanych utworów w nieznanych wcześniej wersjach. To nawet nie jest take 1. To pierwsza wersja tego utworu, nagrana 11 września 1962 roku. I tu chyba zagrał nie Ringo Starr, a Andy White, muzyk sesyjny.


25. One After 909
Tak się chłopcy bawili (męczyli?) z tym utworem, że ostatecznie nie wszedł na planowany singiel. Ciąg podejść 3, 4 i 5 z 5 marca 1963 roku.


26. One After 909
I to, co się udało wycisnąć z podejść 4 i 5 (zmontować z fragmentów, co było powszechną praktyką u Beatlesów – nie wiem, jak u innych). Nic w przyrodzie się nie marnuje – utwór odnalazł się sześć lat później na „Let It Be”, oczywiście w innej wersji.

27. Lend Me Your Comb
Nie minęło pół roku od pierwszego radiowego wywiadu z pozycji 9., a Beatlesi zaczęli pojawiać się regularnie w radiu. To nagranie radiowe z 2 lipca 1963 roku.

28. I'll Get You
I nie minął rok od pierwszego radiowego wywiadu z pozycji 9., a Beatlesi zaczęli pojawiać się regularnie w telewizji. Po emisji 13 października 1963 roku programu Sunday Night at the London Palladium ich rzecznik prasowy Tony Barrow ogłosił (słusznie!) beatlemanię.

29. We were performers... in Britain
Znów Lennon dla Janna Wennera z „Rolling Stone” z 8 grudnia 1970 roku. Bycie wykonawcą w Wielkiej Brytanii jest świetne…

30. I Saw Her Standing There
…ale fajnie ruszyć na podbój Europy. Pierwszą płytę CD kończy pięć nagrań z 24 października 1963 roku ze Sztokholmu.


31. From Me to You
Ciekawe, czy był na nim ktoś z przyszłych członków zespołu ABBA. Szansę miał chyba tylko nastoletni wówczas Benny Andersson, urodzony w stolicy Szwecji.


32. Money (That's What I Want)
Jeśli Anderson był na koncercie, to może wtedy pomyślał, że kiedyś napisze piosenkę o pieniądzach? Chyba ponosi mnie fantazja...


33. You Really Got a Hold on Me
Piski sztokholmskiej publiczności w niczym nie ustępują piskom publiczności londyńskiej, a pod pewnymi względami nawet je przewyższają.

34. Roll Over Beethoven
Anglicy śpiewają w Szwecji piosenkę Amerykanina o Niemcu (jest nawet Rosjanin).
Wtedy zespoły miały krótkie występy (dominowały składanki). Na tym koncercie zagrali siedem utworów. Gdzie dwa brakujące? Zaraz będą, ale z innego koncertu (pozycje 35 i 37).

35. She Loves You
Występ w nagranym 4 listopada 1963 roku (wyemitowanym 10 listopada) telewizyjnym programie The Royal Variety Performance realizowanym w londyńskim The Prince of Wales Theatre to kolejny przełom.


36. Till There Was
You Royal Variety Performance to doroczna impreza charytatywna. Stałym gościem na widowni była królowa Elżbieta II, ale tego roku JKM była łaskawa być w ciąży i w jej zastępstwie pojawiły się królowa matka oraz księżniczka Małgorzata. Wśród licznych wykonawców, obok The Beatles, m.in. Marlena Dietrich i Tommy Steele.

37. Twist and Shout
Wiadomo, co zrobił Lennon, mając na widowni przedstawicieli rodziny królewskiej – poprosił, by osoby z tańszych miejsc klaskały, a z droższych potrząsały biżuterią. Podobno chciał powiedzieć „pieprzoną biżuterią”, ale to jeszcze nie były czasy Sex Pistols…


38. This Boy
I kolejna sekwencja telewizyjna, czyli występ w seryjnym programie komediowym Two of a Kind zarejestrowanym 2 grudnia 1963 roku a wyemitowanym 18 kwietnia 1964 roku (strasznie długa produkcja).

39. I Want to Hold Your Hand
Program Two of A Kind prowadzili Eric Morecambe i Ernie Wise. Nie Wasowski/Przybora i nie Mann/Materna...


40. Boys, what I was thinking...
…ale na pewno było zabawnie. Chłopcy świetnie wpasowali się w konwencję programu. Może nie był to jeszcze Monty Python, ale nie od razu hiszpańską inkwizycję zbudowano.

41. Moonlight Bay
Trzeba mieć duży dystans do siebie, żeby będąc rockandrollowym zespołem wykonać w telewizji wodewilowy kawałek z 1912 roku. Nie takie rzeczy się robiło w Hamburgu…

42. Can't Buy Me Love
Dwa pierwsze podejścia do tego hitu, jakie uczynili 29 stycznia 1964 roku w Pathé Marconi, czyli w czasie paryskich koncertów, które były swoistym zgrupowaniem kondycyjnym przed wylotem do Ameryki.


43. All My Loving
Za Grenlandią skręcili w lewo i tak znaleźli Amerykę. 9 lutego 1964 roku w The Ed Sullivan Show zagrali kilka utworów, także ten. Telewizyjne studio CBS mogło pomieścić 700 osób, a chętnych na bilety było 59 tysięcy! VIP-y się załapały, na widowni były m.in. córki Nixona (już nie wiceprezydenta, jeszcze nie prezydenta).


44. You Can't Do That
Podejście szóste z 25 lutego 1964. Znów w domu, czyli w studiach EMI. Lennon zaczyna odliczać, a „four” wypowiada zawadiacko, zapewne z liverpoolskim akcentem.


45. And I Love Her
Podejście drugie z 25 lutego 1964. Brzmi niczym zupełnie inna piosenka, daleko jej do lekkości, jaką Lennon docenił po latach, mówiąc, że to pierwsze „Yesterday” Paula.


46. A Hard Day's Night
Podejście pierwsze z 16 kwietnia 1964. Inicjujący akord jeszcze nie tak potężny, środkowa solówka Harrisona jeszcze w powijakach.


47. I Wanna Be Your Man
Następne cztery nagrania pochodzą z programu Around the Beatles, w którym Beatlesi byli oczywiście gwiazdą i gospodarzami. Jako goście wystąpili Long John Baldry (Got My Mojo Working – Beatlesi z balkonu dla publiczności dośpiewywali chór), P. J. Proby z The Vernons Girls (Walking the Dog, Cumberland Gap, I Believe), The Vernons Girls + Jean Owen (Only You Can Do It), Long John Baldry + The Vernons Girls (medley: Night Train/Lover Please/I'm Movin' On/Forty Days/Money (That's What I Want)/Hit the Road Jack), Cilla Black (Saved, You're My World, Heat Wave), Sounds Incorporated (Brontosaurus Stomp, Detroit), Millie (My Boy Lollipop, Tom Hark).

48. Long Tall Sally
Program został zarejestrowany 19 kwietnia 1964 roku, z udziałem publiczności.

49. Boys
Emisja w telewizji miała miejsce 6 maja 1964 roku.


50. Shout
Beatlesi wykonali siedem utworów (a w zasadzie 11, bo jeden to był medley pięciu piosenek).

51. I'll Be Back
I znów jesteśmy w studiu. Podejście drugie z 1 czerwca 1964 roku. Nieco inny rytm.


52. I'll Be Back
Podejście drugie z 1 czerwca 1964 roku. Jeszcze inny rytm, ale już bliższy końcowej wersji.

53. You Know What to Do
Demo z 3 czerwca 1964 roku. Tej piosenki wcześniej nie znaliśmy. To był utwór, który napisał George Harrison, ale jeszcze nie ten Wielki George, piosenka nie weszła na „A Hard Day’s Night” ani nigdzie.

54. No Reply
W opisie jest, że to demo z 3 czerwca 1964 roku, ale z reżyserki słychać „take one”. Fajnie słyszeć, jak kształtuje się rytm.


55. Mr. Moonlight
Podejścia pierwsze i czwarte z 14 sierpnia 1964 roku. Słychać, że mieli tę piosenkę ograną (w 1962 roku, jeszcze w czasach hamburskich). Solo gitary ma ekscentryczne brzmienie.


56. Leave My Kitten Alone
Podejście piąte z 14 sierpnia 1964 roku. Niezły cover, ale nie wszedł na „Beatles for Sale”.

57. No Reply
Podejście drugie z 30 września 1964 roku. Bliskie wersji końcowej, chociaż słychać, że jeszcze szukają.

58. Eight Days a Week
Podejścia pierwsze, drugie oraz czwarte z 6 października 1964 roku. Tak hartowała się stal!


59. Eight Days a Week
Podejście piąte z 6 października 1964 roku. Stal polerowana…

60. Kansas City / Hey-Hey-Hey-Hey!
Podejście drugie z 18 października 1964 roku godnie kończy „Anthology 1”. Słychać, że ogrywali to w Hamburgu w 1961 roku.

Horacy Tłumacy - na Facebooku
Horacy Tłumacy - na YT
Horacy Tłumacy - lista przetłumaczonych piosenek

środa, 19 listopada 2025

Dym na wodzie

W kraju, który ma linię brzegową liczącą 3,5 tysiąca kilometrów, gęstą sieć rzek z deltą Mekongu powierzchni 70 tys. kilometrów kwadratowych na czele i deszcze monsunowe na dokładkę, musiał powstać wodny teatr lalek.

Udaliśmy się do obleganej placówki Nhà Hát Múa Rối Thăng Long.

Spektakl rozpoczął zespół grający na tradycyjnych instrumentach wietnamskich. Największe wrażenie zrobił na mnie đàn bầu, czyli monochord – instrument z jedną struną, który przywołał mi na myśl theremin.

Części spektaklu:
- łódź
- pojawienie się flag festiwalowych
- taniec smoka
- chłopiec z fletem na byku
- praca wietnamskich rolników
- łapanie żab
- walczący lis – łapanie kaczek
- łowienie ryb
- powrót w chwale kandydata do rodzinnej wioski w celu podziękowania rodzicom po sukcesach na narodowym sprawdzianie
- dzieci grające w wodzie
- taniec feniksa
- podróż łodzią cesarza Lê Lợi
- regaty
- taniec jednorożca
- taniec wróżki
- taniec czterech świętych zwierząt (smok, jednorożec, żółw, feniks)


W scenie z cesarzem Lê Lợi pojawiły się prawdziwe dymy nad wodą!


Zasłużone brawa dla wykonawców, którzy na finał wyszli zza kurtyny, oczywiście cały czas w wodzie po pas.