piątek, 31 grudnia 2021

Moja lista przebojów 2021 roku

Na miejscu 10.:
Niewesołe harce

Moje relacje z harcerstwem są coraz bardziej skomplikowane. Resztki lojalności każą mi nie tylko powstrzymywać się przed publiczną krytyką (zwłaszcza że może to być moje starcze krytykanctwo), ale i trwać na posterunku (w tym roku minęło 30 lat na funkcji przewodniczącego hufcowej Komisji Stopni Instruktorskich).
Staram się nie ekscytować tym, co dzieje się na szczytach zielonej władzy, ale wybory naczelnika, które odbyły się w pandemicznym stylu online, oglądałem. Miał to być rok trzech naczelników (Statut ZHP przewidywał zjazd w tym roku), ale nawet to okazało się nieporozumieniem, którego nawet nie staram się zrozumieć. Umrę zdrowszy na umyśle.

Odszedł Druh Lech Dobradin. Ostatni, który pamiętał początki naszego hufca.


Na miejscu 9.:
Nieduża rzecz, a nie cieszy

Kolejny rok, w którym drobiażdżek o wielkości liczonej w nanometrach rozwalał nasze plany, gospodarkę, zdrowie, życie. Za mną wszystkie trzy dostępne dawki, przyjęte oczywiście ze wszystkimi przygodami, jakie serwuje niezawodna ochrona zdrowia. Na szczęście szczepionka jest lepiej przygotowana niż ten napis…

Uzyskany po drugiej dawce certyfikat (podobno po trzeciej coś się zmieniło) był niezbędny przy pozycji 2., ale nie tak często, jak się spodziewałem (na Okęciu przy wylocie, na dwóch koncertach w Lizbonie oraz na Okęciu po przylocie).
Obrazek archiwalny z 24 kwietnia. 513 zgonów…

Życie przeniesione do online, a technologia nie wyrabia. Moje problemy z 1 stycznia z niedziałającym TheMuBa są z pewnością niczym wobec wyzwań, jakie stawia przed nauczycielami, uczniami i rodzicami zdalna „nauka”…

Na miejscu 8.:
Niepodróże

Chciałoby się pojechać tu, tu i tam też. Ale milion przeszkód, nie tylko covidowych. Z tej tęsknoty (na przykład za Tajlandią) na dobry początek roku domowej produkcji mango sticky rice.


Lasy w zimowej fali pandemii nie były szczęśliwie zamknięte, więc znów zwiedzaliśmy okolice, z Jeziorem Długim na czele. Podróż nie była szczególnie daleka, bo brzeg zaczyna się 100 metrów od klatki.

W zaistniałej sytuacji nawet kwietniowe, czyli jeszcze w czasie najtwardszych restrykcji, wyjście do centrum miasta jawiło się jako tajemnicza eskapada.

Wieczorny wypad w czerwcu na plażę w Naterkach byłby wyprawą życia, ale jak na złość kilka tygodni wcześniej skończyły się główne ograniczenia.

Podobnie jak w przypadku plaży w Suchaczu.

W związku z tym wizyta w Sile to już banał.

Lekki dreszczyk emocji przy okazji dojazdu do świeżo otwartej w szczerym polu restauracji Niwa należącej do farmy Kwaśne Jabłko. To gdzieś na Warmii, że tak wyjaśnię sprawę lokalizacji.

To już doroczna tradycja, że trzeba sprawdzić najdalsze zakątki jeziora Ukiel.

Do nowego środka lokomocji testowanego na naszej dzielni mam ambiwalentny stosunek. Czyli raz się przejechałem.


Na miejscu 7.:
Nie tylko gitara

Kolejny rok wzbogacania instrumentarium. Najpierw na imieniny nowa gitara, taka z nieco z wyższej półki (skoro żona płaci…). Przyznam, że jeszcze jej nie okiełznałem, eksperymentuję ze strunami. Pierwsze chwile:


Najbardziej udane, jak do tej pory, nagranie z jej udziałem, czyli powtórnie po ponad 10 latach „Day Tripper”.


Pod choinką aż pięć (!) instrumentów, wzmocnienie prezentu sprzed 1,5 roku. Będzie na czym swawolić…


Na miejscu 6.:
Nie pamiętam słów pod pomnikiem

Spektakularna porażka, czyli nieplanowany występ pod Pomnikiem Odkrywców w Lizbonie (Padrão dos Descobrimentos). Gościny przy mikrofonie udzielił mi MusicosKamones, którego odkryłem podczas poprzedniej wizyty w Lizbonie, a jeszcze bardziej w tym roku (wspierając artystę kupnem jego dwóch coverowych płyt, obiecał mi, że gdy będę w Lizbonie kolejnym razem, będzie już miał krążek z własnym repertuarem).

Do porażek standardowych (śpiew i gra na gitarze) doszła porażka nadzwyczajna. Totalnie wyleciały mi z głowy polskie słowa „Have You Ever Seen the Rain?”.


Następnie wyleciały mi z głowy nie tylko słowa, ale i w ogóle wszystko. Więc kariery nad Tagiem, póki co, nie zrobiłem.

Na miejscu 5.:
Nie ma jak na żywo

Gdy 27 lipca 2019 roku opuszczałem Torwar, gdzie zobaczyłem Nicka Masona, może i bałem się, że to ostatnia okazja, by stanąć oko w oko z przedstawicielem klasycznej epoki rocka, ale to była refleksja nad upływającym czasem, bo wszyscy interesujący i żyjący geniusze z lat 60. i 70. zbliżają się do osiemdziesiątki, a niektórzy nawet już ją przekroczyli. Gdy pół roku później dołączył do tego covid, szanse na zobaczenie jeszcze kogoś klasy McCartneya czy Stonesów, gwałtownie spadły. W 2020 roku koncerty, na których byłem, można policzyć na palcach jednej ręki i na pewno nie były to imprezy stadionowe. W 2021 roku na liczbę koncertów nie mogę narzekać, niektóre naprawdę bardzo ciekawe, ale nadal bez tego dreszczu emocji, gdy udawało się realizować młodzieńcze marzenia o zobaczeniu Beatlesów.

Spięty idzie w pięty
Spięty solo jest dużo trudniejszy w odbiorze niż Lao Che, ale po 316 dniach od ostatniego jakiegokolwiek koncertu nie będę wybrzydzał.


Siedźcie lub stójcie na Kulcie
Kult podobno omija Olsztyn po jakiejś wpadce organizacyjnej. Nie śledzę aż tak bardzo branży, nie wiem. Fakt jest jednak taki, że poprzednio widziałem go w olsztyńskim amfiteatrze 10 lat i dwa tygodnie temu. Koncert obowiązkowo udany.


Zielona mieszanka wybuchowa
Olsztyn Green Festival budzi we mnie mieszane emocje, ale co zrobić, że SBB tam nie pasuje… W tym roku pełnię satysfakcji nad jeziorem Ukiel dali mi Muniek, Organek i Krzysztof Zalewski.

Faceci w czerni
Powiem szczerze – poszedłem na ten koncert zobaczyć Johna Portera, którego nie miałem okazji posłuchać na żywo od ponad 40 lat, gdy zasłuchiwałem się ze śp. Mariuszem w płycie „Helicopters”. Fobie Nergala mnie nie interesują.


Połamane rytmy Wojtka
Frekwencja może nie jak na Kulcie, ale Wojtek Mazolewski Quintet przyciągnął przyzwoitą liczbę widzów, wstydu nie było. Świetny koncert, chyba najciekawszy w tym roku.

Pies nadal kąsa
Czarny Pies wraca do Sowy często, a ja dopiero drugi raz miałem okazję zobaczyć zespół z takimi tuzami, jak (tym razem, bo skład płynny) Leszek Winder, Jan Gałach, Michał Kielak, Krzysztof Głuch, Krzysztof Ścierański i młodzieniaszek w tej ekipie Max Ziobro.


„Wiedźmin” w Teatrze Muzycznym w Gdyni
Nie czuję tej historii, ale spektakl robi wrażenie.


Całusy od Marii Alicji
Wyjazd do Lizbony był niczym zerwanie się ze smyczy, więc wyszaleliśmy się koncertowo jak pies w studni. Na początek Maria Alice oraz Jon Luz z Republiki Zielonego Przylądka, czyli coś na cabowerdyjską nóżkę.


Jest w big bandach jakaś siła
Jedna z dwóch koncertowych porażek w Lizbonie. Świetny repertuar, profesjonalni wykonawcy, ale coś nie zażarło. Może gdyby Glenn Miller Orchestra zagrała w jakiejś mniejszej sali, kontakt z publicznością byłby lepszy.

Młody Young o wyglądzie Dylana
Z cyklu ulicznego – młodzieniec grający Neila Younga na Miradouro de Santa Luzia. Talent jest, szkoda, że zwinął się zaraz po naszym przyjściu.


Stu muzyków na stulecie Amálii
Czyżby najważniejszy koncert w Lizbonie tego sezonu? Spóźnione z powodu pandemii obchody 100-lecia urodzin Amálii Rodrigues. Magiczny koncert na 100 muzyków, z których właściwie żaden nie zaśpiewał (oprócz dziecięcego chóru), bo cały show musiał należeć do Amálii, którą słyszeliśmy oczywiście z taśmy (no, z komputera).

Gwinea Bissau na scenie
Było coś z CaboVerde, było coś z Ameryki (chociaż w wersji angielskiej), była portugalska do szpiku kości Amália, pora na artystów z Gwinei Bissau (była okazja, by zrozumieć, że trzy różne Gwinee). W klubie stawiającym na muzykę z dawnych portugalskich kolonii i okolic wystąpili Karyna Gomes i Remna. Facet ciekawszy.


Brazylijczyk na nabrzeżu
24-godzinny wypad do Porto. Na tle słynnego mostu Galdino Gal, ewidentnie Brazylijczyk (wystarczy posłuchać tego maślanego akcentu, którego nie stracił mimo wielu lat grania w Porto).


Przyjeżdża Norweg z rogiem do Portugalii
Fuzja norwesko-portugalska, czyli Karl Seglem i Rão Kyao. Brzmienie kosmiczno-etniczne.


Z widokiem i echem szerokiem
Mój lizboński ulubieniec, czyli MusicosKamones na stricie, a konkretnie pod Pomnikiem Odkrywców. Uwielbiam usiąść pod Padrão dos Descobrimentos z widokiem na Tag i na Antoniego (bo on Antonio jest po prostu) i posłuchać dobrej muzyki w przyzwoitym wykonaniu.

Autentycznie ocieram się o saudade
Być w Lizbonie i nie posłuchać fado, to jak wybrać się do Londynu i nie zobaczyć wieży Eiffla, czy jakoś tak. Po trzech pobytach w Lizbonie nadal nie wiem, co sądzić o tym śpiewaniu do dorsza. Zaczynam jednak wierzyć, że to na serio. Tym razem w Canto Da Atalaia na naszej dzielni.


Szybki, wolny, wychodzimy
Liczyliśmy na emocjonujące przeżycia, które miał zapewnić Dino Vidas z korzeniami z Angoli. Poczuliśmy się jak na disco angolo i… wyszliśmy w przerwie. Nikt nas nie gonił.


Muzyczni podróżnicy w czasie
Pocieszenie znaleźliśmy w Alface Hall, gdzie już bywaliśmy w 2017 roku. Tym razem The Undercover Time Travellers, świetne dwa plus jeden (gitarzysta i perkusistka są ewidentnie parą, a basista jest dochodzący).

Śpiewaj po urlopu kres
Ponownie na Miradouro de Santa Luzia. Tym razem na stricie dziewczyna z gitarą i adekwatny do kończącego się urlopu utwór Cohena.


Maszkinada z pięterka
I ostatni tegoroczny koncert, czyli ostatni wieczór w Lizbonie w ulubionym klubie Alface Hall. Importowany z Brazylii sympatyczny Mr. Funky Band.


Na miejscu 4.:
Nie swoje na polskie

To ile zrobiłem tłumaczeń w tym roku? Po pierwsze mało, tylko 22. Po drugie nie do końca wiadomo, bo jedną rzecz skończyłem po latach, a kilka jest rozgrzebanych.
Postawiłem kropkę nad i nad „The Wall” (Spare Bricks nagrali całość z profesjonalnym miksem, może będzie płyta).
W 55. rocznicę wydania „Revolvera” podałem do publicznej wiadomości całą płytę po polsku.


Chodnik diabła (Neil Young – „Devil’s Sidewalk”)
Lennon wysiada z tramwaju „sława” na przystanku „Yoko” (John Lennon – „Watching the Wheels”)
Hinduska miłość (The Beatles – „Love You To”)
Dzisiaj, jutro, zawsze (The Beatles – „Here, There and Everywhere”)
Fonda na balangę Beatlesów zagląda (The Beatles – „She Said She Said”)
Yoko została w Anglii (John Lennon – „India, India”)
Eksplozja euforycznego entuzjazmu (The Beatles – „Good Day Sunshine”)
Dylan abstrahuje od miłości (Bob Dylan –„I Want You”)
Koniec z tą paranoją (Black Sabbath – „Paranoid”)
Pionierska pieśń rock and rolla (Gene Vincent – „Be-Bop-a-Lula”)
Pieśń Bezbolesnego Polaka (M*A*S*H – „Suicide Is Painless”)
Ciągle waląc sercem w mur (Pink Floyd – „Outside the Wall”)
Robert pomoże o każdej porze (The Beatles – „Doctor Robert”)
Mick za a nawet przeciw (Mick Jagger i Dave Grohl – „Eazy Sleazy”)
Słowo się rzekło, sikorka pod oknem (The Beatles – „And Your Bird Can Sing”)
W szwajcarskiej toalecie (The Beatles – „For No One”)
Harrison chce coś powiedzieć (The Beatles – „I Want To Tell You”)
Poskromienie złośnicy (The Rolling Stones – „Under My Thumb”)
Nie chcę nigdy tego czuć (Red Hot Chili Peppers – „Under the Bridge”)
Taniec w wielkim mieście (Bee Gees – „Stayin' Alive”)
Teraz już wierzę (The Monkees, Neil Diamond – „I'm a Believer”)
Czy Paul też sypiał do południa? (John Lennon – „How Do You Sleep?”)

Na marginesie – 1 stycznia słuchałem Topu Wszech Czasów Radia 357. Jest co tłumaczyć!

Na miejscu 3.:
Nie samymi tłumaczeniami artysta żyje

Cztery tegoroczne własne piosenki. Trzy smutne na miary naszych rozrywkowych czasów. Jedna nie z tej ziemi. Jak u Beatlesów – to była moja pierwsza piosenka w tym roku, ale ujrzała światło jako ostatnia.


Mazury to jest kosmos
Herosi na straty
Materiał na legendę
Martwy pies

Na miejscu 2.:
Nie tylko Lizbona

Trzeci raz w Lizbonie, z 24-godzinnym wypadem do Porto. Wybraliśmy Lizbonę jako miasto, które już znamy na wylot, nastawiając się na relaks knajpiano-koncertowy, z ograniczonym programem poznawczym. Nie wiem, jak to się stało, ale było dużo relaksu, dużo knajp, dużo koncertów i dużo łażenia, którego nie zakładaliśmy. Tylko czy 120 kilometrów w 16 dni to dużo? Do statystyki dorzucam jeszcze 13 wszelkiego rodzaju koncertów oraz 1 występik własny (ocierający się o występek).

Nieznośna lekkość czytania (księgarnia Lello w Porto)
Popsuli sobie historię (historia Lizbony)
Chińczyk w Lizbonie (Ai Weiwei)
Lizbona smaczna jak zawsze (sprawozdanie wysoko kaloryczne)

Na miejscu 1.:
Nie dość Beatlesów

Zauważyłem to już rok temu, ale w tym roku widzę to jeszcze wyraźniej. To był kolejny rok Beatlesów!
Zacząłem od wylicytowania adekwatnej książki w ramach WOŚP.

Przetłumaczeniem 9 piosenek The Beatles i 2 Lennona.
W Lizbonie prawie wszystkie napotkane zespoły coverowe grają coś Beatlesów. „Love Me Do” słyszałem trzy razy. Albo zaskoczą „Imagine”:


Tego roku ukazała się książka „Beatlesi w Polsce” Macieja Hena, która od połowy mnie nieco rozczarowała – kilkanaście kolejnych podobnych jak kilkanaście kropli wody rozdziałów o tym samym, czyli opowieści kolejnych fanów Beatlesów o ich emocjach, przygodach ze zdobywaniem nagrań itp. Przepraszam, mam swoje emocje i swoje przygody. Na szczęście kilkanaście pierwszych rozdziałów też wprawdzie zawierało wynurzenia fanów, ale po pierwsze były to wspomnienia z czasów, których nie jestem w stanie pamiętać, a po drugie była też całkiem przyzwoita warstwa analityczna dotycząca kolejnych albumów (publikowana już w „Gazecie Wyborczej” przy okrągłych rocznicach wielkich albumów). Niestety, wracając do czepiania się, ale odniesienia do historii Beatlesów po rozpadzie ograniczyły się w zasadzie do śmierci Lennona. Reasumując – mocne 7/10.

Ringo Starr ciągle wydaje nowe piosenki. McCartney też aktywny, np. wydał książkę „The Lyrics: 1956 to the Present”. Paul przygotował też sześcioodcinkowy film, podczas którego rozmawia z Rickiem Rubinem, słynnym producentem muzycznym, o niuansach nagraniowych swych piosenek. Pasjonujące opowieści!

No i w listopadzie to, na co czekaliśmy prawie trzy lata od zapowiedzi, czyli film „Get Back”, który przygotował Peter Jackson. Osiem godzin i ani minuty za długo. Ten film jest naprawdę odkrywczy, to jest coś raz na pokolenie…


Dla przypomnienia:
Moja lista przebojów 2008 roku
Moja lista przebojów 2009 roku
Moja lista przebojów 2010 roku
Moja lista przebojów 2011 roku
Moja lista przebojów 2012 roku
Moja lista przebojów 2013 roku
Moja lista przebojów 2014 roku
Moja lista przebojów 2015 roku
Moja lista przebojów 2016 roku
Moja lista przebojów 2017 roku
Moja lista przebojów 2018 roku
Moja lista przebojów 2019 roku
Moja lista przebojów 2020 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz